środa, 29 lutego 2012

Czym jest dla mnie Horyniec?

Przez prawie całe moje życie Horyniec był niczym. Nie wiedziałam o jego istnieniu. Dopiero w 2002 roku nazwa ta zaistniała nagle w mojej świadomości. Stało się to, gdy przeczytałam w akcie zgonu mojej prababci Konstacji Mazurkiewicz, że urodziła się w Horyńcu. Horyniec, cóż za Horyniec, nigdy o nim nie słyszałam, nikt mi nic o nim nie opowiadał. Raptem to małe słowo zaczęło znaczyć tak wiele – miejsce urodzenia mojej Babci, parafia, gdzie mogłam zacząć szukać moich przodków, miejsce spoczynku pokoleń moich antenatów. W tej małej wsi na pograniczu ukraińskim tworzyły się i toczyły losy mojej rodziny.
Zaczęłam sobie tę wioskę wyobrażać – jak wygląda, co tam jest. Gdzie stały domy prapradziadków. Jak wyglądały. Czy ktoś ich jeszcze tam pamięta. Co tam znajdę – domy? Posesję? Ziemię? Groby? Na pewno kościół i cmentarz, ale co poza tym?

Dzięki inernetowi, pierwszy spacer po Horyńcu mogłam odbyć pięć minut (sic!) przeczytaniu aktu zgonu prababci. W roku 2002 na stronie Niezależnego Serwisu Informacyjnego Horyniec.net znalazłam wirtualny spacer po Horyńcu. Ujrzałam dworzec kolejowy (tam zaczynał się ten spacer), tunel pod torami, kaplicę Zdrojową, Park Zdrojowy, pałac Ponińskich, teart. Najbardziej przemówiły do mnie zdjęcia starych cmentarzy – pięknie skadrowane, urokliwe, jakby zaklęte zdjęcia Prałasanata i Młodego. Nigdy nie przypuszczałambym, że chłopskie groby sprzed ponad stu lat miały nagrobki, które się do dzisiaj zachowały!  I te cmentarze w środku lasów, opuszczone, zarośnięte, gdzie groby jakby same wyrastały z ziemi. Gdy tylko zobaczyłam te zdjęcia, od razu zapragnęłam wszystko to zobaczyć na własne oczy, chciałam tam być, chciałam dotknąć tych starych, porośniętych mchem kamieni. Tam spoczęły prochy moich przodków i tam chciałam odnaleźć ich groby. Po prostu musiałam tam być! Przejść się po cmentrzu w Horyńcu, przedrzeć się przez chaszcze cmentarza w Bruśnie Starym, odczytać stare nazwiska na nagrobkach, poszperać w księgach parafialnych, zobaczyć chrzcielnicę gdzie została ochrzczona moja Babcia, jej matka oraz wielu moich przodków, pooddychać tym powietrzem, którym oni oddychanli, popatrzeć na to niebo, na które oni patrzyli.

Podróż ta udała się rok później, w czerwcu 2003 roku, gdy przyjechałam do Polski właśnie aby zobaczyć Horyniec i odwiedzić nowoodnalezioną rodzinę w Leżajsku. Pamiętam uczucie jakbym wracała do siebie, jakbym już tę wioskę skądś znała, jakbym już tutaj kiedyś była. Takie same uczucie miałam chodząc po lasach oraz polach horynieckich.

Wtedy już wiedziałam, że z Horyńca i jego okolic pochodziła większość przodków mojej Babci. W pracach genealogicznych dotałam do 10 pokoleń wstecz od mojej Mamy, znalazłam zapisy chrztów, ślubów i pogrzebów moich przodków w księgach parafialnych z Horyńca i z Brusna Starego. Mieszkali w Horyńcu, w Bruśnie Starym i Nowym oraz w Hucie Różanieckiej. Chodzili do tego samego kościoła, gdzie właśnie stałam przed ołtarzem, po tych samych polach i lasach, po których spacerowałam, pili wodę z tego samego świętego źródełka, w którym maczałam palce. Czułam jakby na mnie patrzyli, takim miłym, ciepłym wzrokiem. Byli prostymi chłopami, na pewno mieli ciężkie życie; łączy mnie z nimi więź krwi, którą po prostu wtedy czułam.

Przed przyjazdem udało mi się odnaleźć dalekich kuzynów w Horyńcu. Rodzina Mazukiewicz bardzo mile mnie przyjęła. Poznałam ich ojca, który jest kuzynem mojej Babci, oraz jego żonę. Przedstawili mnie innym krewnym, pokazali groby na cmentarzy, obwieźli i pokazali okolice Horyńca. Obejrzałam stare rodzinne zdjęcia. Zobaczyłam ziemię, gdzie stał dom, gdzie urodziła się moja Babcia oraz miejsce, gdzie miał dom jej wuj Benedykta. Odwiedziłam wójta, który wystawił akt zgonu moje praprababci oraz księdza proboszcza, z którym konsultowałam się na temat moich przodków. Ksiądz pozwolił mi obejrzeć stare księgi parafialne z XIX wieku. Znalazłam w nich oryginalne zapisy ślubów, chrztów oraz zgonów członków mojej rodziny z XIX wieku (starsze, które przeglądałam na mikrofilmach, znajdują się w archiwach w Warszawie, Zamościu, Lubaczowie i Lwowie). Byłam tam cztery długie, pełne wrażeń dni. Zrobiłam wiele zdjęć – kościoła, wioski, cmentarzy, pól, lasów, pięknych kwiatów polnych. I obiecałam sobie, że jeszcze tutaj wrócę.

Osiem lat później, latem 2011 roku, przyjechałam do Horyńca z moimi synami, dziesięcioletnim Lukiem, oraz czternastoletnim Jackiem. Na nic ich nie nawiałam, nic im nie opowiadałam, powiedziałam tylko, że jest to wioska, gdzie urodziła sie Mama ich Babci. Przyjechali do Horyńca parę razy (mieszkaliśmy u koleżanki w Narolu), przedarli się przez chaszcze na cmentarzach w Bruśnie Nowym i Starym, potaplali się w basenie w KRUSie, zachwycili sięcerkwią w Prusiech i połazili po granicy z Ukrainą. I pewnego dnia, w drodze do Radruży, mój syn nagle poprosił, abyśmy wysiedli z samochodu. Coś go poruszyło, koniecznie chciał wrócić na drogę z kałużami, która szła w szerokie pole Panoramy Horynieckiej. Pobiegliśmy oboje, ja z aparatem, a znajomi z młodszym synem czekali w samochodzie. Jack wszedł na pole, obejrzał się dookoła, westchnął i poprosił o zrobienie mu zdjęcia. Tutaj muszę podkreślić, że mój syn, jak typowy nastolatek, nie znosi jak mu się robi zdjęcia, normalnie to nie można go na nie namówić. „Dlaczego?” spytałam. „Nie wiem. Podoba mi się tutaj.”

piątek, 24 lutego 2012

Prześladują mnie przodkowie, którzy długo żyją i długo się rozmnażają.

Jestem starszą córką najmłodszego syna najmłodszego syna jedynego syna jedynego syna naaaaaaaaaaaaaaajmłodszego syna mojego prapraprapra(4)dziadka Szymona Nowaka z końca XVIII wieku. I choć prapradziadek i praprapradziadek „mieli” moich przodków w dość młodym wieku (25 lat i 31 lat) to jednak matka pradziadka Jakuba, Józefa Nowaczyk, miała lat 41 gdy urodziła mojego antenata. Gdzie inni dorobiliby się co najmniej ośmiu pokoleń, ja mam zaledwie sześć – od 1742 do 1939 roku. Najbardziej jednak popisał się prapraprapradziadek Szymon Nowaczyk – miał 54 lata gdy w 1800 roku jego żona urodziła mojego przodka Walentego Nowaczyka! Przecież to dwa pokolenia! A potem miał jeszcze jedną córkę.

Ale po kolei.

Gdy odnalazłam przodka w parafii Objezierze zaczęłam szukać ślubu jego rodziców. Mój praprapradziadek Walenty urodził się w Ślepuchowie w 1800 roku jako syn Szymona Nowaka, potem jako Walenty Nowaczyk ożenił się z Katarzyną Korczanką. Oboje figurowali jako rodzice Jana, który urodził się w Pamiątkowie, parafia Cerekwica w 1831 roku. Zaczęłam więc szukać ślubu Szymona. I znalazłam ślub Szymona Nowaka z Marianną, ale w roku 1772! Nie mogłam uwierzyć, że to oni. Ale nie było żadnych innych ślubów Szymona z Marianną, bo szukałam też i ślubów bez nazwisk – jeszcze się wtedy zdarzały w tej parafii. Nic.

Potem przeszukałam księgi chrztów. Pierwsze co znalazłam, to innego Walentego syna Szymona Nowaka i Marianny! Urodził się 12 lutego 1792 roku (Walenty, którego uważam za swojego przodka, urodził się 7 stycznia 1800). Czyli ten pierwszy Walenty zmarł między 1792 a 1800 rokiem. Powinnam była się domyślić, że ten “mój” Walenty trochę nie pasował – wszyscy inni chłopcy, którym nadano to imię w tej parafii rodzili sie w lutym. Pewna jestem, że imię było wybierane na cześć Walentego, biskupa z Nahars, który obchodzi swoje święto 14 lutego. A Walentemu urodzonemu w styczniu być może nadano to imię na pamiątkę zmarłego brata. Ojcem chrzestnym obu był ten sam Antoni Wargulka, famulus.

Zaczęłam szukać dzieci Szymona i Marianny od daty ich ślubu, czyli roku 1772. I długo nie było nic (już na głos powiedziałam panu, który obok mnie siedział, że chyba się poddam i pójdę do domu) – dopiero 26 stycznia 1777 roku urodziło się pierwsze dziecko Szymona Nowaka – Agnieszka. Wydałam okrzyk “Yeeees!!!” takie okrzyki słychać w naszej miejscowej bibliotece mormońskiej od czasu do czasu, gdy szperacze się zapędzą w poszukiwaniach! Bo w końcu miałam pewność, że szukam w odpowiedniej wiosce (parafia Objezierze jest b. duża, więc na początek szukałam tylko urodzeń w Ślepuchowie), że oni tam są i się rozmnażają. Że to nie pomyłka. Dwa lata później urodził się Piotr Paweł – tak ochrzczony 29 czerwca (oczywiście!), urodzony 20 czerwca 1779 roku. Ten akt chyba potwierdził także panieńskie nazwisko Marianny. Raz zapisana była jako Jędrzejewska, a raz jako Zagajewska. Tutaj ojcem chrzestnym jest Wojciech Zagajewski, młodzieniec z Chrustowa – może brat Marianny? Tam więc będę szukała aktu jej chrztu (ta sama parafia). W roku 1782 urodziła się Katarzyna (pierwszego lutego), w 1788 Tomasz (19 grudnia), potem pierwszy Walenty (1792), a w 1795 (22 czerwca) Jan.
W ten sposób udowodniłam, że mój prapraprapra(4)dziadek Szymon mial 57 lat gdy urodził się jego najmłodszy syn Walenty, mój przodek. Co nie zmienia faktu, że w wielu innych rodzinach w tym samym okresie czasu znalazłyby się dwa pokolenia (w genealogii za jedno pokolenie uważa się 30 lat).  A w okresie między Jakubem, Wojciechem a Józefem (81 lat) też mogło byc jedno więcej. Ale to nie byłaby wtedy moja rodzina!



środa, 22 lutego 2012

Rocznik Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego.

Wreszcie do mne dzisiaj dotarł. Jak zwykle świetna oprawa graficzna, ciekawe artykuły ukazujące bogactwo zainteresowań nie tylko genealogicznych członków Towarzystwa i wspaniałe wykonanie. Warto było czekać. I nic dziwniego, że egzemplarze Rocznika znajdują się zarówno w Bibliotece Raczyńskich jak i w Bibliotecze Publicznej w Kaliszu. Jest to testamentem ogromu wspaniałej pracy włożonej w redakcję rocznika przez Basię Cywińską, Maćka Głowiaka, Dobrosławę Gucię, Wojtka Jędraszewskiego oraz Aśka czyli Joannę Lubierską-Lewandowską. Gratuluję!

 

Oto tytuły i autorzy artykułów z Rocznika 2011.

Znaczenie słowa incola w XVIII-wiecznych zapisach metrykalnych z Buku. Mariusz Formanowicz.

O wywodach szlacheckich przed Heroldią. Waldemar Fronczak.

Pruskie pochodzenie herbu Słubica. Waldemar Fronczak.

Jak dbać o rodzinne pamiątki – poradnik domowego kolekcjonera. Krystyna Olczyk.

Internet a genealogia żydowska. Halina Hila Marcinkowska.

Pomnik ulepiony z gwary wielkopolskiej. Jacek Hałasik.

Zawiłości kościelnej hierarchi oraz kościelny savoir-vivre. Paweł Hałuszczak.

Podróże dziewiętnastowieczne. Wojciech Jędraszewski.

Pomoc sierotom, ubogim i chorym w latach międzywojennych. Bożena Kuliberda.

Kilka słów o poznańskich nekropoliach. Joanna Lubierska-Lewandowska.

Te wspaniałe machiny, czyli dziadek na lokomobili. Ewa Rembikowska.

BASIA i ASIA – o projekcie wielkopolskch archiwaliów. Piotr Skałecki.

Z carskiej Rosji do Polski. Anna Adamczewska.

Barbara Grzybowska – wzór poznańskiej kupcowej. Andrzej Grzybowski.

Długa podróż do domu. Maciej Głowiak.

Józefa Koperczanka : życiorys XIX-wiecznej chłopki z Wielkopolski. Małgorzata Nowaczyk.

Moje genealogiczne potyczki. Jacek Szajkowski

Gdzie jest grób mojego dziadka? Danuta Wojcięgowska z d. Brzezińska

Dwie niezwykłe rodziny w małej miejscowości. Jakub Wojtczak.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Lekcja Genealogii nad Jeziorem Huron.

Oto bardzo stary, ale nadal aktualny tekst z 6 sierpnia 2003 roku.
Siedzę na cottage nad Georgian Bay z dwójką dzieci, odcięta od świata (nie mam zamiaru płacić za dostęp do internetu przez międzymiastową linię telefoniczną, a telewizji nie uznaję), choć niekoniecznie od cywilizacji.  Przywiozłam ze sobą swoje kartoteki genealogiczne z nadzieją, że uda mi się uzupełnić braki w oznaczeniach źródeł, dopisać co nieco do paru szkiców biograficznych antenatów oraz  – płonna nadziejo! – skończyć parę rzeczy dla Poradnika. 

Jakoś mi to nie szło. Bachorki rozrabiały, a że dom jest nad samym jeziorem trzeba ich było pilnować.  Zwłaszcza moją dwuletnią frygę na kółkach, która ciągle gdzieś znika.  Potem znajdujemy go majstrującego przy odtwarzaczu płyt DVD, albo przy przełącznikach lini elektrycznych do domu (umieszczonych na środku klombu-trawnika – też pomysł!), albo w połowie drogi na szosę gdzie jeżdżą rzadko, ale szybko. Więc plany diabli wzięli i ponieśli do piekła na ogonach.

Przyjechała też Mama. Z reguły nieskora do zwierzeń, wczoraj jakoś się rozgadała (może to wpływ piękna natury lasów Ontario oraz Wielkich Jezior) i udało mi się dowiedzieć od niej parę nowych rzeczy.  Dzięki nim mam amunicję do moich następnych podań do różnych USC. Więc może by wystarczyło jak na krótkie wakacje.  A tu….

Szperałam w biblioteczce właścicieli (książki, żurnale, kolorowe miesięczniki typu Oprah czy też Cosmo).  Już miałam przestać gdy cóż widzę?  “The Hutchinson Family from Yorkshire to Ontario” – wydany prywatnie w 1993 roku maszynopis drzewa genealogicznego (jeszcze zanim komputery robiły za nas wszystko) zawierający ponad 100 stron (system numerowania stron niestety nie pozwala na szybkie oszacowanie liczby; każdy nawet najkrótszy rodział ma numerację od nowa). Zawiera historie rodzinne John’a Hutchinson’a chłopa urodzoneg w hrabstwie Yorkshire w roku 1843, jego żony Seliny Marsden oraz wszystkich ich potomków.  

Najbardziej zaimponowała mi retycencja autora, który znalazłszy i udokumentowawszy miejsce urodzenia James’a Hutchinson’a (antenata John’a) w roku 1762 nie połączył go z rodziną, której korzenie sięgają roku 1642 – pozwoliło by to na przedłużenie linii o następne cztery pokolenia. Doprowadził linię John’a do James’a w Darton/Haigh i tam trop się urwał: nie znalazł metryki urodzenia James’s, imion jego rodziców, czy też jego metryki ślubu.  Rozglądając się (a dobrze wiemy, że takie genealogiczne “rozglądanie” trwa czasami latami) po sąsiednich wioskach odnalazł James’a Hutchinson’a w Wakefield.  Tenże ochrzczony 14 listopada 1762 roku syn Ryszarda i Marty byłby w odpowiednim wieku aby spłodzić dzieci James’a z Darton – przodków John’a.  Ale autor – przypominam: genealog amator piszący tylko i wyłącznie dla swojej rodziny – nie postępuje pochopnie w celu przedłużenia swojej genealogii. Oto – według samego autora – dlaczego: “Niestety nie odkryliśmy żadnego połączenia z James’em z Darton/Haigh. Ani Ryszard ani Marta nie zostawili testamentów, które mogły by zidentyfikować naszego James’a jako ich syna. Nie odnaleziono żadnych dokumentów własności gruntu z Deep Haigh gdzie byli chłopami na roli. Nie mamy pewności, że James z Wakefield był naszym antenatem.  Ale nie mamy też żadnych dokumentów stwierdzających, że James z Wakefield się tam ożenił, tam miał dzieci lub że tam umarł. Czyli istnieje prawdopodobieństwo, że James z Wakefield mógłby być “naszym” James’em z Darton/Haig.”  Ale pomimo tych dedukcji – prawdopodobnie poprawnych, aby nie popełnić błędu autor powstrzymuje się przed zapisaniem James’a z Wakefield jako swojego przodka.  Bo nie odnalazł potwierdzających ŹRÓDEŁ.

I takiej uczciwości i wysokiej etyki w naszych pracach genealogicznych wakacyjnie życzę wszystkim.

piątek, 17 lutego 2012

Indeksowanie – jeszcze jeden ciąg dalszy.

Dużymi osiągnięciami na polu indeksacji cieszy się także Polskie Towarzystwo Genealogiczne. Olbrzymia baza danych Geneteka obejmuje swoim zasięgiem obecne tereny Polski a także Ukrainy i Białorusi. Nie zaczy to, oczywiście, że zindeksowane są wszystkie parafie. W Genetece znajdują się parafie, które są obszarami zainteresowania wolontariuszy. Dla Geneteki pracuje ich wielu – nawet nie chciało mi się ich liczyć na stronie PTG! Istnieje także project indeksacji metryk oraz akt stanu cywilnego. Obecnie w Genetece znajduje sie 6.775.876 pozycji.



PTG zindeksowało także Polską Deklarację o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych. Istnieje także akcja indeksacji nagrobków z czasu I-szej wojny światowej. Inne indeksy to indeks żołnierzy Wojska Polskiego w latach 1918-1920, straty żołnierzy w latach 1918-1920.
Także członkowie Towarzystwa Genealogicznego  Ziemi Częstochowskiej zabrali się za indeksację parafii na ich terenie. Lista zindeksowanych parafii znajduje się tutaj.
Bazy te nie są pełne, jeszcze jest duże pole do popisu dla osób, które chciałyby dołączyć do prac indeksacyjnych. Nawet jeżeli znajdziemy coś o naszych przodkach, warto zabrać się do indeksacji innych parafii, bo na pewno pomożemy w poszukiwaniach innym.

Paręnaście zindeksowanych pafarii oraz wiele innych dokumentów genealogicznych znajduje się na stronie PolandGenWeb. Tutaj znajdują się parafie zindeksowane przez wolontariuszy amerykańskich, którzy poszukując swoich przdoków na terenach Polski postanowili także pomóc innym. Na tej stronie prace indeksacyjne znadują się pod zakładką Records Transcription Project.

środa, 15 lutego 2012

Siódma woda po kisielu.

Określenie to służy w języku polskim do wyrażenia powiązania z osobą, która być może jest lub nie jest rodziną.  Czasami są to osoby powinowate, typu – “żona kuzyna szwagierki mojego męża”  lub osoby niespowinowacone i bez żadnych więzi pokrewieństwa – po prostu dobra, stara znajma, której babcia była najbliższą przyjaciółką naszej babci. Czasami jest to dziesiąta lub piąta woda – zależy od fantazji użytkownika. Określenie to wiąże się znaczeniowo z popłuczynami po naczyniu, w którym był kiedyś kisiel. U Mickiewicza w Panu Tadeuszu znajdujemy inną jeszcze wersję: "On Horeszkom dziesiąta woda na kisielu" mówi Sędzia o dalekim pokrewieństwie Hrabiego z Horeszkami. Podobne określenie mają także Rosjanie.



Rożne słowniki oktreślają tę frazę różnie: “osoba z bardzo dalekiej rodziny, właściwie prawie nie spokrewniona” lub “określenie bardzo dalekiego krewnego; gdy stopień pokrewieństwa jest bardzo mały”. 

Czasami określenie te ma character perojatywny, czasami wymawiane jest lekceważąco. Czasami zakrywa jakieś ponure lub niemiłe historie.  U mnie pojawiło się, gdy spytałam Mamę jacy to inni Wiśniowscy leżą na Cmentarzu Centralnym w Gliwicach. “A to taka siódma woda po kisielu”. Po dokładniejszym przepytaniu okazało się, że to była żona jej kuzyna! Czyli jednak nie tak daleko.

wtorek, 14 lutego 2012

Mormoni.

Artykuł o misjonarzach momońskich w Polsce oraz fotoreportaż z Salt Lake City z 2008 roku. Mam nadzieję, że przybliżą one nam mormonów i pomogą ich poznać. Nie przegapcie podpisow pod zdjeciami!


 
PS. Nie jestem mormonką, ale wiele skorzystałam z ich prac genealogicznych.

sobota, 11 lutego 2012

Indeksowanie - ciag dalszy.

Po dużym oddzwięku blogu o BASI, ciąg dalszy o indeksowaniu.

O pracach wolontariuszy Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego "Gniazdo" pisałam już tutaj przedtem. Oprócz bazy danych BASIA WTG prowadzi Projekt Poznań, spis małżeństw z XIX wieku, który jest autorstwa Lukasza Bieleckiego.  Inne projekty indeksacyjne to Spis Księży Wielkopolskich, Spis i indeksacja nekrologów z prasy wielkopolskiej, indeksacja Cmentarza na Samotnej w Poznaniu, indeksacja Strat armii pruskiej.



PomorskieTowarzystwo Genealogiczne prowadzi indeksajcę od roku 2007. W zakres ich prac wchodzą parafie z województwa pomorskiego, a także cmentarze oraz pomniki. W PomGenBazie znajduje się już ponad dwa miliony zapisów, w tym 1118261 chrztów, 309380 ślubów oraz 677 308 zgonów. Wolontariusze PTG indeksują także pomniki oraz cmentarze. Na stronie internetowej PTG zjadująsię indeksy parafii oraz indeksy cmentarzy oraz pomników. Indywidualne indeksy są także wydawane w formie książkowej lub na płytkach CD lub DVD. W indeksację w PTG zaangażowaych jest ponad 130 osób (policzyłam na palcach na stronie internetowej).
Mormoni - jak zwykle w sprawach genealogicznych – wiodą prym w zakresie indesowania. W ramach programu FamilySearch Indexing przygotowywują indeksacje parafii oraz innych dokumentów o walorach genealogicznych z calego świata. Do FSI może dołączyć się każdy, kto posiada komputer, wolny czas oraz chęci oraz podstawowe umiejętności odczytywania starych dokumentów. Informacje oraz wskazówki o indeksowaniu znajują się na ich stronie także i w języku polskim. FamilySearch Indexing prowadzi projekty indywidualne, które można odnaleźć w kategorii FamilySearch Project (z parafii polskich jest jedynie Diecezja Radom, 1654-1946); a także projekty partnerskie, często organizowane z miejscowymi towarzystwami genealogicznymi.
Z projektów partnerskich FSI korzystają już członkowie Grupy genealogicznej “Lubelskie korzenie”. Indeksują oni księgi metrykalne z województwa lubelskiego. Na ich stronie znjaduje się wyszukiwarka do już zindeksowanych ksiąg. Baza powiększana jest nieomal codziennie. Indeksacja tej grupy wspomagana jest przez prace Archiwum Państwowego w Lublinie, które publikuje zdigitalizowane w 2011 r. księgi metrykalne. Także Lubelskie Towarzystwo Genealogiczne prowadzi indeksację ksiąg metrykalnych z województwa lubelskiego w ramach FSI. Wiele informacji po polsku na temat FSI znajduje się tutaj.
Najnowsza grupa indeksująca w ramach FSI to Projekt Galicja w ramach Małopolskiego Towarzystwa Genealogicznego. Projekt Galicja powstał z pomysłu Magdaleny Smolskiej, która przedtem indeksowała dla grupy "Lubelskie Korzenie". Projekt ma w planie objęcie swoim zasięgiem parafie znajdujące się w granicach porozbiorowej Galicji. Pierwsza część projektu obejmować będzie parafie dawnego woj. lwowskiego z poł. XIX w. Realizacja kolejnych etapów będzie zależała od pracy osób indeksujących i arbitrujących.
Poza tym od lat istnieją grupy indeksujące żydowskie dane genealogiczne w ramach Jewish Records Indexing. Istnieją bazy danych dla prawie wszystkich krajów europejskich. Założona w 1995 witryna Jewish Records Indexing – Poland posiada największa na świecie i w internecie bazę danych genealogicznych z terenów XIX i XX wiecznej Polski. Posiada 4 miliony zapisów z ponad 500 polskich wiosek i miast. Co miesiąc dodawane są nowe dane. Wiele z nich jest przydatnych także i w poszukiwaniach przodków nieżydowskich.

Wiele osób prywatnych także prowadzi indeksacje. Praca ta jest warta pochwały, lecz szkoda by było gdyby nie mogłą zostać wykorzystana przez innych. Być może osoby, które indeksują prywatnie zastanowią się nad przyłączeniem do projektów miejscowych towarzystw genealogicznych lub FamilySearch Indexing.
Jeżeli pominęłam jakiekolwiek grupy, towarzystwa lub osoby prywatne to bardzo proszę o kontatkt i informacje.

piątek, 10 lutego 2012

Genealogia?

Seans

Przypadek pokazuje swoje sztuczki.
... Wydobywa z rękawa kieliszek koniaku,
sadza nad nim Henryka.
Wchodzę do bistro i staję jak wryty.
Henryk to nie kto inny
jak brat męża Agnieszki,
a Agnieszka to krewna
szwagra cioci Zosi.
Zgadało się, że mamy wspólnego pradziadka. (...)


Fragment wiersza Wislawy Szymborskiej, odnaleziony przez Basie Cywinska.

niedziela, 5 lutego 2012

BASIA i pochwala indeksacji nr 2.

Wczoraj dostalam mejla od Maćka W. z którym szukamy wspólnych korzeni w Ceradzu Kościelnym. Wspomniał w nim o systemie indeksacyjnym Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego pt. BASIA, bo znalazł w nim aku zgonu jednej z żon mojego protoplasty.




BASIA to program indeksacji udostępnionych w internecie skanów ksiąg metrykalnych prowadzony przez Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne "Gniazdo".  Baza tworzona jest za pomocą aplikacji ASIA, która pomaga ujednolicić zgromadzone informacje i ułatwia obustronną komunikację pomiędzy bazą Narodowego Archiwum Cyfrowego oraz Towarzystwa.

Zgromadzony w bazie materiał tworzony jest przez wolontariuszy, którzy bezpłatnie dokonują transkrypcji dokumentów archiwalnych, a uzyskany materiał udostępniają ogółowi społeczności internetowej. Do tej pory bazę tworzy ponad 80-ciu wolontariuszy z Polski i innych krajów. Opracowano już 307585 wpisów, pochodzacych z zasobów Archiwum Państowego w Poznaniu, Archiwum Archidiecezjalnego oraz Archiwum w Koninie.
Dla mnie rewelacją są zapisy z Ceradza Kościelnego pod Poznaniem. Stamtąd pochodzi rodzina mojej praprababki Katarzyny Skok. Wpisałam nazwisko Skok i wyskoczyło mi pełno wyników, z którch wiele należy do mojej rodziny! Znalazłam rodzeństwo oraz ciotki i wujków mojej praprababci, do których nie dotarłam podczas przeszukiwań mikrofilmów. Chcę tutaj serdecznie podziękować pani Marii Sadowskiej, która tę parafię zindeksowała. Dzięki jej pracy, dzisiaj, nie ruszając się z domu powiększyłam moje drzewo o 10 nowych osbób: pięcioro rodzeństwa praprababki, dwa śluby – jej siostry i brata, oraz dzieci tegoż brata.

Wciąż jeszcze pamiętam moje początki poszukiwań genealogicznych, kiedy to wszystko robiłam na piechotę i nie łudziłam się, że cokolwiek znajdę w Internecie. Myślałam wtedy, że moja rodzina znajdzie się tam tylko i wyłącznie gdy ja ją tam wpiszę. No i doczekałam się – nie muszę wszystkiego robić sama!
Bardzo chcia łabym przyłączyć się do tego przedsięwziecia, ale niestety nie pozwala na to brak czasu. Być może zacznę to robić na emeryturze, jeżeli jeszcze wtedy zostanie coś do indeksowania!