W sierpniu 2011 roku, w Luboniu pod Poznaniem odbył się
zjazd moich kuzynów. Wszyscy razem odwiedziliśmy miejsce, na którym stał dom
naszych dziadków. Niestety, nie zostało z niego nic, akurat ta połowa, w której
mieszkali dziakdowie została zburzona (druga połowa nadal stoi!).
Mój kuzyn Jurek, który urodził się w tym domu, zawsze
marzył, żeby wziąć sobie z niego kawałek belki z sufitu. Ja chciałam wziąć troche
ziemi, na której stał kiedyś dom. I tak razem, po łyczku do rzemyczka, z pomocą
kuzynki Renaty, przywiozłam do domu ziemię, kawałek belki z sufitu oraz kawałek
cegły z muru. Jechały ze mną z Poznania nad morze, z powrotem do Poznania, do
Warszawy, aby w końcu wylądować w moim domu w Hamilton.
Powoli, powoli zbierałam cząsteczki upamiętniające dom moich
dziadków – fiolki do ziemi, zdjęcie, podkładki. Wczoraj wszystko to razem
złożyłam w shadow box.
Lepiej późno, niż wcale.