W sierpniu 2011 roku, w Luboniu pod Poznaniem odbył się
zjazd moich kuzynów. Wszyscy razem odwiedziliśmy miejsce, na którym stał dom
naszych dziadków. Niestety, nie zostało z niego nic, akurat ta połowa, w której
mieszkali dziakdowie została zburzona (druga połowa nadal stoi!).
Mój kuzyn Jurek, który urodził się w tym domu, zawsze
marzył, żeby wziąć sobie z niego kawałek belki z sufitu. Ja chciałam wziąć troche
ziemi, na której stał kiedyś dom. I tak razem, po łyczku do rzemyczka, z pomocą
kuzynki Renaty, przywiozłam do domu ziemię, kawałek belki z sufitu oraz kawałek
cegły z muru. Jechały ze mną z Poznania nad morze, z powrotem do Poznania, do
Warszawy, aby w końcu wylądować w moim domu w Hamilton.
Powoli, powoli zbierałam cząsteczki upamiętniające dom moich
dziadków – fiolki do ziemi, zdjęcie, podkładki. Wczoraj wszystko to razem
złożyłam w shadow box.
Lepiej późno, niż wcale.
Kiedyś zrobiłem coś takiego z kamyczków przywiezionych ze Lwowa. Był tam wydłubany z tynku domu dziadków, z grobu dziadka Kazimierza, z grobu pradziadka Filipa, z ruin Wysokiego Zamku, z Cytadeli, ze studni na Cmentarzu Orląt i muszelka z Piaskowej Góry. W ramce dostała to ode mnie siostra taty. po jej śmierci ramka jest u moich rodziców.
OdpowiedzUsuńWspaniały pomysł! :)
OdpowiedzUsuńWow fantastycznie, szkoda że tylko tyle udało się ocalić, a może aż tyle ...
OdpowiedzUsuńNo to ja mam szczęście, bo dom mojej babci stoi do dzisiaj w jej Wodnikach koło Halicza! Nie ma juz wprawdzie drzwi i okien, ale jest! To prawdziwy cud...
OdpowiedzUsuń