Od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem zrobienia albumu z
tej podróży. Dwa lata temu kupiłam nawet w tym celu album. Ale miałam mieszane uczucia
– nie zrobiłam go gdy Tata jeszcze żył i miałam wyrzuty sumienia. Poza tym
przeglądając zdjęcia z podróży ze smutkiem zauważyłam, że nie mamy żadnego
zdjęcia razem! Nie przyszło nam
do głowy, żeby takie sobie zrobic! I tak przeszedł następny rok.
I znowu od paru tygodni zaczął za mną ten album chodzić. Męczył mnie i męczył. W piątek wieczorem wzięłam się w garść.
I już jest gotowy. Udało mi się nawet przerobić w Photoshopie
jedno zdjęcie, na którym siedzieliśmy rozdzieleni trzema osobami tak, że
jesteśmy teraz razem! I mimo iż brakuje tam zdjęć (dlaczego nie zrobiłam
zdjęcia grobu dziadków?! dlaczego nie zrobiłam zdjęcia Taty przy kościele w
Wirach?! albo Taty z ciocią Tereską?) to jestem z niego zadowolona. Jest to
pamiątka z bardzo uczuciowej podróży, która wiele mi dała i której nigdy nie
zapomnę. I choć nie zrobiłam go przedtem, to zrobiłam go teraz i zrobiło mi to
ogromną przyjemność. Byłam tam razem z nim, on zrobił te zdjęcia , na których
ja jestem, ja zrobiłam te zdjęcia, na których jest on. Tak, wiem, Tacie bardzo
by się podobał i powinnam go była zrobić, gdy jeszcze żył. Teraz ten album ma
inny cel – namacalny dowód – niekoniecznie potrzebny, bo w końcu wszystko
jest w pamięci, ale ważny. Przynajmniej dla mnie.
Hmm czyli znów sprawdza się powiedzenie "co masz zrobić jutro zrób dzisiaj". Dzięki za tą chwilę refleksji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Anetta.
Witam.
OdpowiedzUsuńHistoria jest ciekawa napewno jest Pan dumny z tego albumu.
Ja rowniez przezylam dwie ciekawe chistorie swojej rodziny,gdy spotkalam sie z moja kuzynka po 40 latach w Australi.
W tamtym roku poraz pierwszy od lat dziecinych spotkalam kuzyna
ktory przylecial na to spotkanie do Warszawy az z USA a ja ze Szwecji.
PS.Pozddrawiam Tea.