niedziela, 20 listopada 2011

Pater ignotus - cz. 2.

Przeglądy ksiąg metrykalnych wykazują, że urodziny dzieci nieślubnych były zjawiskiem dość częstym: mimo zaciekłej walki kościoła z cudzołóstwem oraz mimo wrogiej opinii publicznej na przestrzeni wieków ilość chrztów dzieci nieślubnych szacowana jest od 1 do 8-10 procent. W wieku XVII i XVIII wzrost lub spadek tych odsetków odzwierciedlał z reguły okresy przemarszy lub stacjonowania wojsk w czasach wojen lub i pokoju. W latach 1736-77 we wiosce Czachorowo w parafii gostyńskiej (Wielkopolska) urodziło się zaledwie pięcioro nieślubnych dzieci; na 228 urodzeń stanowiło to 2,2%. W roku 1806 na terenie departamentu warszawskiego chrzty dzieci nieślubnych stanowiły 3,4%. O wiele więcej było takich chrztów w powiatach z dużymi konglomeracjami miejskimi (np. powiat kaliski z Kaliszem włącznie - 7,2 %). W latach 1811-1850 na terenie parafii radzionkowskiej na ponad 4,5 tysiąca dzieci było 3,7% chrztów dzieci nieślubnych, z tym że w różnych latach odsetek ten wahał się znacznie. Sytuacja ta nie zmieniła się w okresie pokoju i w latach późniejszych: w Zaborowie (Galicja, 60 km na wschód od Krakowa) na przełomie XIX i XX wieku (lata 1890-1914) urodziło się 5,4% dzieci nieślubnych. W jednej ze wsi (Dołęga, rok 1894) odsetek dzieci nieślubnych wynosił aż 32% (!). W tych czasach liczba dzieci nieślubnych być może odzwierciedlała emigrację zarobkową biedoty wiejskiej lub zmienne wpływy dworu i dworskich pracowników.

Wstyd i hańba były przez wieki udziałem kobiet, które miały dzieci z nieprawego łoża, zwłaszcza kobiet z niższych warstw społecznych. Dzieci nieślubne urodzone wśród szlachty być może miały lepszy los. Lepsza sytuacja materialna w sferach szlacheckich lub magnackich pomagała matce nie tylko w zniesieniu hańby, ale przede wszystkim w przeżyciu, co czasami było wątpliwe w wypadkach kobiet pochodzących ze sfer najbiedniejszych. Natomiast ojciec-szlachcic mógł dać swemu nieślubnemu dziecku jakieś (niekoniecznie swoje) nazwisko lub jego kawałek (Idowski, Koski)
lub przydomek pochodzący od nazwy posiadanej wioski czy też od atrybutów samego potomstwa (Małecki). Czasami nieślubne dzieci szlachty zostawały spadkobiercami majątków lub ich części zwłaszcza, gdy ojciec ich nie miał innych dzieci. Czasami były one wychowywane w domu "wujka" na równi z resztą dzieci. Polskie prawo ziemskie nie pozwalało jednak na dopuszczenie dzieci nieślubnych do uprzywilejowanego stanu szlacheckiego ani też dziedziczenia herbu czy nazwiska rodowego. Prawo to nie pozwalało też na legitymację dzieci nieślubnych przez następujące po ich narodzinach małżeństwo rodziców. W przeciwieństwie do prawa ziemskiego, Kościół obiecywał legalizację dzieci nieślubnych, jeżeli rodzice zawarli ślub kościelny. Dotyczyło to zarówno dzieci urodzonych przed ślubem, jak i po ślubie – w przeciwieństwie do prawa ziemskiego w pewnych wiekach, kiedy nawet dzieci urodzone po ślubie nie były uznawane za prawe jeżeli ich rodzice zawarli ślub dopiero po urodzeniu pierwszego dziecka. W sfery rzemieślniczych i mieszczańskich także nie brakowało nieślubnych dzieci. W miasteczkach rozpatrywano wiele takich spraw, często wymierzano kary zarówno cudzołożnikom jak i pannom. I tutaj bogatsi wymykali się z raczej małymi opłatami, podczas gdy biedota lądowała za murami, na wygnaniu
.

Trudniejszym od losu panien z dzieckiem z bogatszych sfer był z pewnością los dziewcząt chłopskich lub robotnic. One to, ukrywając ciąże jak najdłużej się dało, były często wypędzane przez pracodawcę (często ojca dziecka) lub przez wieś. Pozostawszy we wsi jako wyrobnice lub komornice, były one wytykane i szykanowane. Czasami ojciec - parobek-kawaler, po jakimś czasie i być może pod presją kościoła czy też opinii publicznej żenił się z matką swego dziecka. Dla kobiet pochodzących z najbiedniejszych sfer miejskich urodzenie nieślubnego dziecka mogło być pierwszym krokiem w kierunku prostytucji.
Czasami panny-matki wychodziły za mąż za innych – może i wbrew opinii publicznej, ale zaakceptowane przez męża, który nie musiał się martwić o płodność wybranki.

Interesującą historię konkubinatu pomiędzy chłopką oraz szlachcicem z lat 1664-1671 podaje Profesor Marek Górny
. Otóż niejaka Agnieszka Błajewna w ciągu siedmiu lat urodziła pięcioro dzieci Franciszka Wyrzyskiego, syna dziedziców wsi, w której mieszkała, ciotecznego wnuka ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńskiego oraz krewnego i powinowatego wielu wojewodów, kasztelanów i innych ważnych historycznych osobistości. Mimo iż zapisano imię i nazwisko ojca, za każdym razem pochodzenie dzieci podane jest jako illegitimi. W dwóch zapisach imię matki zostało zupełnie pominięte, nie zapomniano jednak napisać, iż była ona concubina illitus (skrytą nałożnicą). Związek ten zakończył się najprawdopodobniej śmiercią Agnieszki, niezanotowaną. W roku 1675 Franciszek był już mężem szlachcianki; nie wiadomo co stało się z dziećmi Agnieszki.

 C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz