piątek, 21 października 2011

DNA.

Zamówiłam dzisiaj kompletny zestaw testów DNA dla mojego Taty. Jego DNA mam zachowane od dnia jego śmierci. Zanim zmarł rozmawialiśmy na ten temat wiele razy, ale zawsze zabrakło czasu.
Gdy otrzymam jego wyniki badań DNA mitochondrialnego oraz DNA chromosomu Y dowiem się skąd w prehistorii pochodzi linia jego matki, a skąd ojca. Ale co mnie najbardziej interesuje to porównanie jego sekwencji Y-DNA z innymi Nowaczykami, którzy być może są z nim spokrewnieni.  Planuję założyć wtedy Surname Project w Family DNA i zachęcić do badania mężczyzn z Wielkopolski o nazwiskach Nowak oraz Nowaczyk.

wtorek, 18 października 2011

I co dalej?

Od poczatku mojej przygody genealogicznej minęło już prawie 10 lat. Od tego czau bardzo zmieniły się moje postrzeżenia spraw – już nie uważam, że genealogię robi się i kończy, ale zrozumiałam, że jest to pasja na całe życie. Na początku parę razy nawet pomyślałam „fajne te hobby, szkoda, że tak szybko się skończy” – bo myślałam, że przygoda z genealogią kończy się jak tylko wypisze się wszystkich przodków z ksiąg parafialnych. Nawet przerwałam moje poszukiwania, odstawiłam je na boczny tor, aby zachować sobie coś na przyszość, żeby jeszcze mieć co robicć na emeryturze. Jednak gdy wróciłam do genealogii na początku roku 2011, okazało się, żę jeszcze mam dużo do zrobienia. Zaczęłam prowadzić mój blog. Znalazły się nowe dane, nowe gałęzie, nowi potencjalni lub udokumentowani krewni. I dalej to tak samo wciąga, tak samo rozbudza wyobraźnię. I daje jeszcze więcej satysfakcji, bo teraz zaczynam zbierać owoce moich poprzednich działań!



Do tej pory dostawałam listy od obcych ludzi, którym spodobała się moja książka, teraz dostaję listy i maile od osbób, które znalazły moje zapiski w internecie, pozostawione tu i tam okruszki, po których do mnie docierają. Korespondencja przychodzi od ludzi, którzy z moją rodziną mają coś wspólnego – od pani, której mama urodziła się tam gdzie mój dziadek, albo od pani, która zainteresowana jest widokówką, którą posiadam z Niemirowa, od być może dalekich kuzynów, z którymi tylko musimy ustalić pokrewieństwo przeszukując księgi parafialne albo robiąc badania y-DNA. Okazało się też, że w tym moim biegu w przeszłość, poszukując coraz to wcześniejszych przodków nie dokończyłam wszystkich poszukiwań dotyczących moich już udokumentowanych przodków – brakuje mi dat zgonu prapradziadków Rogalskich! Nie interesowały mnie także linie boczne – a przecież właśnie tam odnajduje się wpółczesnych dalekich krewnych.

Więc do roboty!

wtorek, 11 października 2011

Co wiem o mojej Babci

Naprawdę niewiele.
Parę opowieści małego dziecka, które straciło matkę (czyli Mojej Mamy), choroba (gruźlica) oraz zniwelowany grób. Tyle wiedziałam gdy rozpoczęłam moje poszukiwania. Teraz dodałam do tego parę niedomówień o kłopotach małżeńskich, wyjazd jej matki po jej śmierci oraz ustalone daty z jej życia, których Moja Mama albo nie pamiętała albo nie chciała pamiętać.

Urodziła się w Horyńcu, 29 października 1917 roku. Jako dziecko przeniosła się z matką do Niemirowa, gdzie prawdopodobnie skończyła szkołę. Dowiedziałam się także, że w Niemirowie pracowała przy sanatoriach i że woziła tam chorych na wózkach; że z Niemirowa wyjechała jeszcze przed “wyproszeniem” Polaków przez Ukraińców w roku 1943. Zamieszkała wtedy w Giedlarowej, gdzie dorabiała albo zarabiała na utrzymanie siebie i córki przemytem papierosów przez Bug. Do dziś nie udało mi się ustalić gdzie był wtedy dziadek – podobno w niewoli niemieckiej, do której dostał się w roku 1941, ale czy to prawda? (ZboWiD nie ma o nim żadnych danych). W roku 1946 przyjechała z mężem do Gliwic. Zanim leżała w szpitalu w Białej była w sanatorium w Bystrej (nawet udało mi się znaleźć widokówkę tego sanatorium z tego okresu!). Zmarła 30 października 1949 roku, pochowana w Białej. Do szpitala do Białej przewieziono ją zaledwie dwa tygodnie przed śmiercią.



Podobno zawsze była bardzo elegancka. Miała piękny charakter pisma i uczyła się niemieckiego i francuskiego. Robiła pięknie na drutach i szydełku oraz umiała dobrze szyć. Raz robiąc kanapkę córce przekroiła ją kompletnie na pół, a Mama wtedy się obraziła, bo kanapka nie wyglądała jak kanapa (mebel) i Babcia musiała ją zrobić od nowa. Babcia bardzo zwracała uwagę na ubrania córki, dlatego Mama do dziś pamięta co ma na zdjęciach; zresztą wszystkie te rzeczy albo sama szyła, albo robiła na drutach. Granatowy aksamitny płaszczyk z kołnieżem i czapką z królika, niebieski aksamitny płaszczyk z dużymi guzikami, niebieski sweterek, na który Mama wyczekiwała, aż Babcia go skończy, sukienka “w łączkę” i sukienka z niebieskiej wełenki.

Czy uda mi się dowiedzieć cokolwiek więcej?

sobota, 8 października 2011

Cmentarz w Niemirowie.

Nigdy nie byłam na cmetarzu w Niemirowie. Pochowany jest tam stryj  mojego dziadka, Antoni Wiśniowski i prawdopodobnie moja ciocia Lusia, a także ojciec mojej babci, Aleksander Obarianik. W 2002 roku dostałam stamtąd zdjęcia zrobione przez internetowych kolegów z Horyńca, którzy byli tam na wycieczce. Krzysztof z bratem odnaleźli grób Aleksandra oraz jego żony (który nota bene być może potwierdza, że pradziadek był bigamistą! ale o tym będzie kiedy indziej), bo oba miały nagrobki, natomiast grobów Wiśniowskich nie znaleźli. Niestety, polska część niemirowskiego cmentarza jest zaniedbana jak z opisu starego cmentarza z „Chłopów”. Tylko kamienne pomniki są troche inne... w  „Chłopach” takich nie było.




I tutaj na scenę wchodzi Fundacja imienia Zygmunta i Jana Karłowskich i jej prezez Paweł Bietkowski. Od paru lat Fundacja ZJK dąży do restauracji polskiej części cmentarza w Niemirowie. W tym celu odbywają się rozmowy między władzami miejskimi Lubaczowa oraz Niemirowa.  Planem Fundacji jest wydanie reprintów starych pocztówek niemirowskich i z uzyskanych w ten sposób funduszy opłacenie remontu oraz opieki nad cmentarzem. Być może w ten sposób moja prywatna kolekcja do czegoś się przyda.


A co na ten temat pisze sam Paweł: 
Reprint kartek [...] Niemirowa prowadzi do realizacji kilku celów. Najważniejszy to przywrócenie tym miejscom historii z której zostały odarte, a można czerpać korzyści np. Poprzez sprzedaż kartek – reprintów z czasów przedwojennych, czasów prosperity, pieniądze przeznaczyć na jakiś cel. Fakt że zbierałaś te kartki 10 lat, fakt współpracy zarówno z naszą fundacją jak i z potomkami ostatnich przedwojennych właścicieli Krusensternów powinien być podkreślony jako wymierna korzyść dla obecnie mieszkających na tych terenach. To pierwsza propozycja dla wszystkich naprawdę chcących dalszego rozwoju tych miejsc. To wzór działania dla tych którzy chcą czerpać z historii swoich rodzin, nawiązywać do pracy i wysiłku swoich przodków. Wreszcie wysyłanie kartek przez lata będzie „rozsiewać” informację podaną na rewersie (hasłową krótką przemyślaną, prowadzącą do dalszych celów). To może brzmi górnolotnie, ale de facto nie tylko buduje, ale daje nam do zrobienia mały ale współny, konkretny projekt mający wymierną wartość. Prawdziwym celem projektu jest remont cmentarza w Niemirowie a dokładniej jego polskiej części. Zachodnia Ukraina to ziemia wroga Polakom a rewitalizacja cmentarzy jednym z priorytetów Polskiej Racji Stanu. Projekt jest trudny bo po drugiej stronie nie możemy liczyć na wsparcie czy pomoc, ale bardzo ważny i wart aby się na nim skupić... To nie będzie ani krótkie ani łatwe, ale w końcu przyniesie efekt."

Zdjęcie zrobione przez Krzysztofa Woźniego w maju 2002 roku.

wtorek, 4 października 2011

Przedwojenne pocztówki z Niemirowa-Zdroju.

Mam dużą kolekcję przedwojennych pocztówek z uzdrowiska Niemirów-Zdrój. Zbieram je od dziesięciu lat – kupuję na Allegro. Zaczęłam je zbierać, bo chciałam zobaczyć gdzie mieszkały i pracowały moja babcia i prababcia. Byłam bardzo zaskoczona, gdy – wpisawszy hasło Niemirów w wyszukiwarkę Allegro – zaraz za pierwszum razem znalazłam widokówkę z Niemirowa-Zdroju. Muszę zrobić dokładny inwentarz, ale po szybkim ich policzeniu wygląda na to, że mam ich sześdziesiąt pięć! Mam także dwie fotografie miasteczka, cztery foldery turystyczne oraz pięć fotografii prywatnych bez podpisów. Nie wiem do kogo należą, ale także są mi bardzo bliskie.
Niektóre pocztówki mam podwójne albo nawet i potrójne, bo kupuję każdą kartkę z obiegu. Fascynują mnie zapiski na rewersach. Niektóre banalne – „pozdrowienia z Niemirowa” lub „bawimy się dobrze, szkoda, że Was nie ma”, inne – całe opowieści o życiu, o zdrowiu, o złamanych sercach. Wiem dokładnie skąd Jacek Dehnel wziął pomysł na „Fotoplastikon”!

Oto pierwsze dwie pocztówki, które kupiłam.