Przekroczyliśmy granicę bardzo późną nocą – około 23 przejechaliśmy ten sam most w Cieszynie, który zaliczyliśmy w przeciwnym kierunku w sierpniu 1980 roku. Koło się zamknęło. Gdzieś pod Rybnikiem zatrzymaliśmy się na małe conieco – kaszankę i piwko, bo jakże by inaczej uczcić powrót na Śląsk. Do Gliwic dojechliśmy już po północy.
W Gliwicach odwiedziliśmy przyrodniego brata mojej Mamy i jego rodzinę oraz Cmentarz Główny, gdzie jest pochowany mój dziadek macierzysty oraz jego stryjanka, która wychowywała moją Mamę. Tata odwiedzał swoich kolegów i znajomych, a ja swoich; schodziliśmy się w hotelu wieczorami na spanie. Odwiedziliśmy też parafie w Bieńkowicach i Bojanowie, skąd pochodziła rodzina jego Mamy, Marianny Brachaczek. Znalazłam tam akt zgonu Kajetana Brachaczka, prapradziadka Taty. Tacie, który nigdy tam nie był, bardzo się tam podobało; koniecznie chciał odwiedzić stare cmentarze oraz kościoły, stawał przy wiejskich pomnikach szukając nazwisk z genealogii, dzielnie sekundował mi gdy szukałam zapisów w księgach.
Z Gliwic pojechaliśmy do Poznania. Pamiętam tę trasę z dzieciństwa – pare razy pokonaliśmy ją jadąc na wakacje nad morze albo odwiedzając rodzinę. Prowadziłam najpierw ja, a jak już się zrobiło bardzo ciemno, kierownicę przejął Tata. A ja – pozbawiona obowiązku i stresu uważania i prowadzenia samochodu z manualną skrzynią biegów siadłam obok i – rozpłakałam się. Tak po cichu, w ciemnościach kabiny, żeby Tata nie zauważył. Tata dobrze wiedział dlaczego, choć w ogóle nie pytał. Zaczął mi opowiadać o swojej miłości z młodości i jak to się skończyło, że ona go najpierw odrzuciła, a potem zmieniła zdanie, ale już było za późno. Przestałam się mazgaić.
W Poznaniu i okolicach odwiedziliśmy wielu krewnych, których nie znałam – syna kuzyna Taty Ryszarda oraz jego matkę Marię Nowaczyk. Jej mąż, Henryk, kuzyn Taty, także miał zacięcie genealogiczne. Ciocia Maria pokazała nam wszysktie jego zapiski i tablice, przewertowałam wszystko i wypisałam dane, których nie miałam. Szkoda, że go nigdy nie poznałam. Moglibyśmy sobie uciąć dobrą pogawędkę na tematy genealogiczne.
Drugi kuzyn Taty, Tadeusz Nowaczyk, mieszkał w Dzielicach. Spotkaliśy się z nim, jego żoną oraz synem, także Tadeuszem. Opowiedział nam wiele o jego gałęzi Nowaczyków, pokazał zdjęcia swojego ojca Stanisława oraz stryja Ludwika, ojca Henryka. Stanisław pływał w marynarce handlowej, był na Dalekim Wschodzie. W Dzielicach odwiedziliśmy także grób pradziadka Jakuba Nowaczyka zmarłego w 1933 roku. Po naszej wizycie Tata postanowił ufundować kamienny pomnik na jego grobie, co zrobiliśmy – wraz z Tadeuszem – dwa lata później.
Odwiedziliśmy także bliższą rodzinę, ciocie (siostry Taty) oraz kuzynów. I wszędzie nasłuchałam się opowieści o Tacie – jaki był przystojny, jakie miał przenikliwe niebieskie oczy, których nigdy nikt nie zapominiał, jak czytał Mickiewicza albo rozwiązywał zadania matematyczne, czekając przy furtkach gdy rozwoził pocztę w Luboniu. Z tych wszystkich opowieści biła sympatia i podziw. Byłam z niego dumna.
Dzisiaj przypomniała mi się ta podróż, bo wpadlo mi w rece zdjęcie Taty z jego metryką urodzenia. Znaleźliśmy ją podczas wizyty w lubońskim USC. Nigdy nie zapomnę jaki Tata był poruszony, gdy ją oglądał.
Przez całą podróż ani razu nie pokłóciliśmy, ani poróżniliśmy. Do końca życia będę wdzięczna, że się w tę podróż wybrałam. Niestety, nie udało nam się jej powtórzyć – Tata zmarł w 2009 roku.