poniedziałek, 26 marca 2012

Podróż z moim Tatą.

W październiku 2003 roku wybrałam się do Polski z moim Tatą. Była to moja druga wyprawa genealogiczna (poprzednia miała miejsce w czerwcu tego samego roku, kiedy to pojechałam sama do Horyńca i Leżajska). Trochę obawiałam się tej wycieczki z moim Tatą; myślałam, że będą waśnie (tak to bywa, jak dwie uparte osoby robią coś razem), że będę się musiała  mu podporządkować, że będzie mi dokuczał (jak prawie że każda bardzo inteligentna osoba był złośliwy i nie znosił głupoty oraz mazania się).  Podróż zaczęła się niezbyt pomyślnie – Austrian Airlines ogłosiły strajk i nasz lot do Wiednia został odwołany. Udało nam się go przełożyć na lot przez Madryt (sic!) i z zaledwie trzygodzinnym opóźnieniem wylądowaliśmy w Wiedniu. Tam odebraliśmy samochód, aby pojechać – przez Slowację oraz kawałek Czechów - do Gliwic.
Przekroczyliśmy granicę bardzo późną nocą – około 23 przejechaliśmy ten sam most w Cieszynie, który zaliczyliśmy w przeciwnym kierunku w sierpniu 1980 roku. Koło się zamknęło. Gdzieś pod Rybnikiem zatrzymaliśmy się na małe conieco – kaszankę i piwko, bo jakże by inaczej uczcić powrót na Śląsk. Do Gliwic dojechliśmy już po północy.

W Gliwicach odwiedziliśmy przyrodniego brata mojej Mamy i jego rodzinę oraz Cmentarz Główny, gdzie jest pochowany mój dziadek macierzysty oraz jego stryjanka, która wychowywała moją Mamę. Tata odwiedzał swoich kolegów i znajomych, a ja swoich; schodziliśmy się w hotelu wieczorami na spanie. Odwiedziliśmy też parafie w Bieńkowicach i Bojanowie, skąd pochodziła rodzina jego Mamy, Marianny Brachaczek. Znalazłam tam akt zgonu Kajetana Brachaczka, prapradziadka Taty. Tacie, który nigdy tam nie był, bardzo się tam podobało; koniecznie chciał odwiedzić stare cmentarze oraz kościoły, stawał przy wiejskich pomnikach szukając nazwisk z genealogii, dzielnie sekundował mi gdy szukałam zapisów w księgach.

Z Gliwic pojechaliśmy do Poznania. Pamiętam tę trasę z dzieciństwa – pare razy pokonaliśmy ją jadąc na wakacje nad morze albo odwiedzając rodzinę. Prowadziłam najpierw ja, a jak już się zrobiło bardzo ciemno, kierownicę przejął Tata. A ja – pozbawiona obowiązku i stresu uważania i prowadzenia samochodu z manualną skrzynią biegów siadłam obok i – rozpłakałam się. Tak po cichu, w ciemnościach kabiny, żeby Tata nie zauważył. Tata dobrze wiedział dlaczego, choć w ogóle nie pytał.  Zaczął mi opowiadać o swojej miłości z młodości i jak to się skończyło, że ona go najpierw odrzuciła, a potem zmieniła zdanie, ale już było za późno. Przestałam się mazgaić.

W Poznaniu i okolicach odwiedziliśmy wielu krewnych, których nie znałam – syna kuzyna Taty Ryszarda oraz jego matkę Marię Nowaczyk. Jej mąż, Henryk, kuzyn Taty, także miał zacięcie genealogiczne. Ciocia Maria pokazała nam wszysktie jego zapiski i tablice, przewertowałam wszystko i wypisałam dane, których nie miałam. Szkoda, że go nigdy nie poznałam. Moglibyśmy sobie uciąć dobrą pogawędkę na tematy genealogiczne.

Drugi kuzyn Taty, Tadeusz Nowaczyk, mieszkał w Dzielicach. Spotkaliśy się z nim, jego żoną oraz synem, także Tadeuszem. Opowiedział  nam wiele o jego gałęzi Nowaczyków, pokazał zdjęcia swojego ojca Stanisława oraz stryja Ludwika, ojca Henryka. Stanisław pływał w marynarce handlowej, był na Dalekim Wschodzie. W Dzielicach odwiedziliśmy także grób pradziadka Jakuba Nowaczyka zmarłego w 1933 roku.  Po naszej wizycie Tata postanowił ufundować kamienny pomnik na jego grobie, co zrobiliśmy – wraz z Tadeuszem – dwa lata później.

Odwiedziliśmy także bliższą rodzinę, ciocie (siostry Taty) oraz kuzynów. I wszędzie nasłuchałam się opowieści o Tacie – jaki był przystojny, jakie miał przenikliwe niebieskie oczy, których nigdy nikt nie zapominiał, jak czytał Mickiewicza albo rozwiązywał zadania matematyczne, czekając przy furtkach gdy rozwoził pocztę w Luboniu. Z tych wszystkich opowieści biła sympatia i podziw. Byłam z niego dumna.

Dzisiaj przypomniała mi się ta podróż, bo wpadlo mi w rece zdjęcie Taty z jego metryką urodzenia. Znaleźliśmy ją podczas wizyty w lubońskim USC. Nigdy nie zapomnę jaki Tata był poruszony, gdy ją oglądał.

Przez całą podróż ani razu nie pokłóciliśmy, ani poróżniliśmy. Do końca życia będę wdzięczna, że się w tę podróż wybrałam. Niestety, nie udało nam się jej powtórzyć – Tata zmarł w 2009 roku.

czwartek, 22 marca 2012

Sic transit gloria mundi.

W sobotę we Wrocławiu odbędzie się pogrzeb Roberta Budzynowskiego – naszego internetowego genealogicznego kolegi.  Zmarł nagle, 17 marca 2012 roku. Nie znałam go osobiście, wymieniłam z nim pare maili oraz postów na tematy genealogiczne. Nigdy go nie zapomnę. Bedzie mi bardzo brak jego cięto-wisielczego humoru i genealogicznej wiedzy.

 
Dodane 25 marca 2012: Oto co znalazlam w mojej skrzynce pocztowej na ForGenie:
Witaj Małgosiu

Dziękuje za piękny komplement na forum :)

Pozdrawiam
Robert

ps.
Uwielbiam Twoją książkę i często do niej wracam :)

_________________
Pozdrawiam, Robert

środa, 21 marca 2012

Urbi et orbi...

Oto oficjalny wykaz powinowactwa, które łączy mnie z Jackiem Cieczkiewiczem.




Ta tablica pokrewienstw jest dowodem ogromu pracy, którą wykonał Jan Roman Cisowski. Jan – młody krakowianin studiujący w Bielsku – zajmuje się genealogią od 14 roku życia. Rodzina jego ojca pochodzi z Lubaczowa. Janek zbudował już olbrzymie drzewo w witrynie MyHeritage, a że moja rodzina pochodzi z powiatu lubaczowskiego, okazało się, że jestem z Jankiem powinowata. A że Janek – dzięki swojej mrówczej pracy – wykazał swoje powinowactwa i pokrewieństwo z prawie każdą rodziną z tamtych okolic, okazało się, że jestem powinowata także z Jolą Skalską, której rodzina pochodzi z Narola oraz z Anią Ordyczyńską z Leżajska –moimi dobrymi koleżankami genealogicznymi!Dlatego od dzisiaj nazywam Janka lubaczowskim Minakowskim!

Tak na marginesie, Janek z Jackiem jest powinowaty na 13 sposobów, a ja z Jankiem na 12 sposobów, z których najkrótszy ma trzy rodziny i 12 ogniw, a najdłuższy siedemnaście rodzin i 81 ogniw.

poniedziałek, 19 marca 2012

Genealogia równoległa vel boczna.

Ostatnio znalazłam wiele osób, które połączone są ze mną więzami krwi lub małżeńskimi. Ale do czego to prowadzi w naszych poszukiwaniach? Czy jest to prawdziwa genealogia, gdzie często myślą przewodnią jest nagromadzenie jak największej liczby pokoleń wstępnych czyli przodków? A może powinnam spytać inaczej – czym jest “prawdziwa” genealogia?


W witrynach genealogicznych prawdopodobnie nie znajdziemy przodków. Chyba że osoba z nami spokrewniona ma dłuższy wywód przodków i uda nam się do niego dołączyć. Dawno temu, gdy jeszcze w genealogii raczkowałam, to właśnie o takim przypadku marzyłam. Że gdzieś tam w necie znajdę dalekiego kuzyna, może nawet i takiego, którego praprzodek wyjechał z zaboru pruskiego lub austriackiego i był na przykład bratem mojego prapraprapradziadka. I że ten daleki kuzyn ma udokumentowany wywód przodków sprzez wyjazdu praojca.

Nic z tego nie wyszło. Teraz, czyli dziesięć lat później, to osoby podczepiające się do mojego drzewa otrzymują wywody przodków sięgające XVII lub XVIII wieku! Bo tyle udało mi do tej pory zrobić. Już nie czekam na kogoś, kto mi poda na tacy przygotowany wywód, choć – zastanawiałam się nad tym wczoraj w nocy – miło by było, gdyby ktoś miał wywód Wiśniowskich z Huty Połonieckiej. Ale w większości moich poszukiwań dotarłam albo do początku prowadzonych ksiąg metrykalnych (Horyniec 1775, Bieńkowice 1680), do braku ksiąg (Toporów 1850) czy też do początku używania nazwisk u chłopów (Objezierze, połowa XVIII wieku). I tych ścian już chyba nigdy nie pokonam.

Więc o co chodzi w tytule?

Portale genealogiczne pomagają nam w połączeniach bocznych, za pomocą małżeństw. Odnajdujemy tam powinowatych, o wiele rzadziej krewnych, z którymi łączą nas małżeństwa. Dołączamy więc gałęzie boczne, nawet niekoniecznie gałęzie naszego drzewa, tylko powiązania z innymi drzewami. Tablice pokrewieństw rosną poziomo, jak espaliery, a nie jak wysokie dęby. Połączenia pomiędzy rodzinami rosną poziomo, choć może je łączyć także parę pokoleń filiacji. I tak w górę, w dół, ale przede wszystkim w boki rosną nasze połączenia. W genealogii akademickiej nazywane jest to tablicą pokrewieństw – jest to spis wszysktich koicji i filiacji oraz pokrewieństw i powinowactwa pomiędzy dwiema osobami zarówno po mieczu jak i po kądzieli.  Według Dworzaczka tablice pokrewieństw są pożyteczne w przedstawianiu koneksji rodzin historycznych lub fikcyjnych. Taką olbrzymią tablicą pokrewieństw jest Wielka genealogia Minakowskiego czyli Ci wielcy Polacy to nasza rodzina (do której nigdy nie dołączę J). My, maluczcy, mamy za to wielką frajdę, kiedy to po paru latach znajomości okaże się, że kolega genealog zajmujący się tymi samymi terenami jest powiązany z nami paroma małżeństwami. Albo że przyszywany brat raptem awansował na piątą wodę po kisielu i już jest naszą prawdziwą, a nie udawaną rodziną.

Dla mnie prawdziwą genealogią jest to co mi sprawia przyjemność. Nigdy nie byłam akademickim genealogiem, zawsze propagowałam genealogię dla ludzi.

sobota, 17 marca 2012

Hurra!

Wygląda na to, że mój przyszywany braciszek stał się piątą wodą po kisielu!!! Czyli awansował!

 *

Otóż zarówno jego, jak i moja rodzina mają powiązania z rodziną Cisowskich. Po wrzuceniu swojego drzewa na MyHeritage Jacek od razu napisał do Jana Romana, że jest z nim powinowaty przez rodzinę Mederów. A że wygląda na to, że ja jestem powinowata z Janem przez Mazurkiewiczów, więc jestem powinowata z Jackiem!  Proszę sobie wyobrazić, że wpadłam na to jadąc 127 km/h na nowojorskiej thruway między Albany a Saratogą. I od razu musiałam zadzwonić do Jacka, żeby mu tym powiedzieć!

Teraz musimy z Jankiem to wszystko posprawdzać - będzie pracy na dobrych parę miesięcy, jeżeli nie lat.

A przez Jacka jestem powinowata z Jolą! I tak udawana rodzina prawdziwą się stała. 
C.d.n.

*Krakow, 7 sierpnia 2011

piątek, 16 marca 2012

Bilans pierwszego tygodnia na MyHeritage.

W zeszłą sobote,  czyli 10 marca, wrzuciłam na witrynę MyHeritage mój plik GEDCOM. Nie miałam pojęcia jak to działa, myślałam, że “dopasowania” (nie podoba mi się to słowo, macie pomysł na jakieś lepsze?) będą od razu. Więc mina mi trochę zrzedła, bo nie było żadnych, choc powinno być parę w drzewie dalekiego powinowatego, który ma tam już swoje drzewo od dawna. Napisałam nawet do pani, która się na tym zna, a która poradziła mi, żeby troche poczekać (nawet do 48 godzin), bo to trochę potrwa.
Zaledwie dzień później już miałam w skrzynce maila od nieznajomej, która znalazła powiązanie z moim drzewem właśnie przez tego dalekiego powinowatego! Gdy weszłam na witrynę znalałam ponad 500 połączeń (o! właśnie, o wiele lepsze słowo niż dopasowanie) z 207 drzewami.
Oto co znalazłam:
1.       31 połączeń z rodziną syna kuzynki mojego Taty z Wrocławia. Już kiedyś byłam z nim w kontakcie genealogicznym i teraz tę znajomość odnowiliśmy.
2.       39 połączeń z rodziną syna kuzynki mojej babci z Leżajska.
3.       Dużą liczbę połączeń z krewnym mojego kuzyna Jurka; ta liczba już się powiększyła, bo już pododawał wiele danych z mojego drzewa.
4.       10 połączeń z drzewem zięcia mojej kuzynki. Ostani raz był tam dwa lata temu, więc nie sądzę, że sie nadal bawi w genealogię.
5.       Cztery połączenia z Janem A. z Lubaczowa, który pochodzi z Horyńca. Mam nadzieję na dalszą współpracę historyczno-genealogiczną.
6.       12 połączeń z dużym drzewem Dendryt Ludzkości, gdzie znajdują się Mazurkiewiczowie z Horyńca. Jeszcze nie nawiązałam kontaktu.
7.       Wiele (ponad 50) połączeń ze śląskimi rodzinami spokrewnionymi z Brachaczkami z Bieńkowic pod Raciborzem; najwięcej połączeń mam przez tę rodzinę! Widać, że Ślązacy są bardzo dumni ze swoich rodzin i pochodzenia; przynajmniej tak mi się wydaje.
8.       Pięć połączeń z rodzinami, które mają Franciszka Wiśniowskiego jako przodka, a którego rodzinę próbuję namierzyć we Lwowie.
9.       Cztery połączenia z rodziną, której przodkowie pochodzą z Huty Połonieckiej.
10.   Oraz ze dwie setki pojedynczych połączeń, które są ewidentnie do niczego (ale mi to nie przeszkadza!).

Tak to wszystko spodobało się mojemu kochanemu przyszywanemu braciszkowi Jackowi C., że też się wpisał. I już odnalazł powinowactwo ze znajomym genealogiem. Niestety nie ze mną! No cóż, tutaj nawet SmartMatches nie pomogą.  
C.d.n.
                                                                                                                                     

sobota, 10 marca 2012

Radość nie z tej ziemi,

ale z internetu.

Wczoraj wrzuciłam moje drzewo genealogiczne w jego całej okazałości na witrynę MyHeritage. Bardzo łatwo udało się importować GEDCOM z mojego Personal Ancestral File. Mam w drzewie 1410 osób, niektóre galęzie sięgają XVII wieku, najbardziej rozrośnięte jest w XIX wieku.



I co dzisiaj się okazało? Że moje drzewo otrzymało ponad 500 dopasowań(matches) w 207 różnych drzewach, które znajdują się w MyHeritage! Dowiedziałam się o tym, bo dostałam maila od pani, do której należy jedno z tych drzew. Od razu “pobiegłam” na moją witrynę i aż nogi się pode mną ugięły z wrażenia.

Parę drzew rozpoznaję, bo są to dalecy krewni lub powinowaci, których duże części już są w moim drzewie. Cieszy mnie, że inni członkowie mojej dalekiej rodziny także bawią się genealogią – możemy wymieniać dane i informacje. Ciekawa jestem, kiedy dostanę od nich maile o naszych połączeniach! Chyba że są nieaktywni i wrzucili te dane kiedyś i fascynacja genealogią już im przeszła. Tak też bywa, prawda? Bardzo jestem ciekawa ich drzew genealogicznych. Do tych, z którymi już miałam przedtem kontakt napisze już dzisiaj, na innych poczekam.

Inne połączenia muszę dopiero rozgryźć. Wiele z nich ma zaledwie jedno “dopasowanie” więc prawdopodobieństwo, że jest to moja rodzina jest raczej nikłe.  To jeszcze długo potrwa.

I pomyśleć, że dziesięć lat temu czytałam o podobnych przypadkach na Ancestry.com (dotyczących mojego nazwiska, ale nie mojej rodziny) i myślałam, że nigdy tego nie doświadczę!


PS. MyHeritage mi za to nie placi!!! Jestem po prostu zadowolona!

piątek, 9 marca 2012

Nowi powinowaci.

Parę dni temu otrzymałam zaproszenie do witryny rodziny Szmyt na MyHeritage.com.  Założył ją krewny mojego kuzyna Jurka Schmidta rok temu. Do tej pory jedynie ją obserwowałam. Krzysztof mnie przyuważył i w mailu spytał w jaki sposób jestem z nim spokrewniona. Odpowiedziałam, że nie jestem spokrewniona, ale spowinowacona i wytłumaczyłam zawiłe nasze połączenia czyli tablicę pokrewieństwa (która to tablica, wbrew nazwie, podaje także powinowactwo). Pradziadek Krzysztofa jest także pradziadkiem mojego stryja, czyli męża siostry mojego Taty.



Dzisiaj z wywodu przodków Krzysztofa wpisałam do mojego drzewa kilkanaście osób, których nie miałam. Ta część mojego drzewa demonstruje także powielanie przodków spowodowane więcej niż jednym małżeństwem pomiędzy dwom rodzinami – dwie siostry mojego Taty wyszły za mąż za dwóch kuzynów. W ten sposób ich dzieci (moi kuzyni) mają wielu wspólnych przodków.

wtorek, 6 marca 2012

Kiedy DNA “kłamie”.

Co może być przyczyną, że wyniki genealogii genetycznej nie potwierdzają tej klasycznej, papierowej?





Bo DNA nie kłamie – jeżeli wynik badań DNA wykazuje, że dwóch mężczyzn ma różne haplotypy (szereg mutacji) chromosomu Y, to znaczy, że nie istnieje pomiędzy nimi pokrewieństwo w linii męskiej. Jeżeli cała dokumentacja papierowa wskazuje niepodważalnie, że są krewnymi, a ich DNA różni się, istnieje parę możliwości:

1.       Skok w bok ktrórejś z matek w linii łączącej;

2.       Panna była w ciąży z kimś innym gdy wyszła za mąż za ślubnego;

3.       Syn jest pogrobowcem, wdowa wyszła za mąż, gdy była w ciąży z poprzednim mężem;

4.       Syn było adoptowany i nie zapisano tego faktu;

5.       Syn przyjął nazwisko ojczyma po ślubie matki.

We wszystkich powyższych przypadkach biologiczna relacja między domniemanym ojcem a synem nie istnieje, ale na pewno istnieje relacja rodzinna czy uczuciowa. Oraz genealogiczna.

I tak to jest z badaniami DNA – jeżeli się zgadzają, jeżeli potwierdzają genealogie klasyczną to jest święto lasu i polonez, a jeżeli nie to mogą być niesnaski i zgrzytanie zębów.
To tak à propos komentarza do poprzedniego posta.
A tak w nawiasie, to jest setny post!

poniedziałek, 5 marca 2012

Nowe wyniki badań Y-DNA.

Dostałam w ubiegłym tygodniu wyniki badania Y-DNA Andrzeja Nowaka. Andrzej skontaktował się ze mną dwa-trzy lata temu. Od tego czasu próbujemy połączyć nasze drzewa genealogiczne. Niestety, DNA to wykluczyło. A DNA nie kłamie.


Linia męska Andrzeja pochodzi z Objezierza. Udało mu się ustalić wywód przodków do początku XIX wieku, potem trop zaginął. Moi Nowaczykowie, a w XVIII wieku Nowakowie, pochodzą z Chrostowa w parafii Objezierze, więc myśleliśmy, że znajdziemy jakiś wspólnych przodków. Za pomocą badań czysto genealogicznych nie udawało nam się to, więc raz kozie śmierć! postanowiliśmy zrobić badania Y-DNA. Jeżeli mamy wpólnego przodka w linii męskiej, to mój Tata i Andrzej powinni mieć te same wyniki Y-DNA. Na przestrzeni tych siedmiu-ośmiu pokoleń, które dzielą Andrzeja i mojego Tatę od potencjalengo wpólnego przodka nie powinno być żadnych zmian.
Podstawowe badanie na 12 markerach STR (Y-DNA 12) na chromosomie Y Andrzeja w porównaniu z chromosomem mojego Taty różniło się w sześciu miejscach. Parę razy była to różnica jednego stopnia, ale większośći była na poziomie dwóch lub więcej. W zależności od markera różnice zachodzą w różnym tempie. Średnia częstotliwość występowania jednej mutacji to raz na 111 mejoz (podziałów komórek rozrodczych) czyli pokoleń. Czyli w sumie jest ich zdecydowanie za wiele jak na te parę potencjalnych pokoleń, które mogłyby nas dzielić. DNA Andrzeja i mojego Taty różnią się tak bardzo, że nawet nie wystąpiły razem jako potencjalne dopasowanie (match), choć zarówno mój Tata jaki i Andrzej mają grupę swoich dopasowań z innymi badanymi. Andrzej ma nawet dopasowanie, które sugeruje, że ma wspólnego przodka z jednym z naszych genealogicznych kolegów.
Szkoda. Myślałam, że będę miała nowego, udokumentowanego kuzyna znalezionego za pomoca nowoczesnej genealogii genetycznej.