środa, 23 stycznia 2013

Nareszcie...


W sierpniu 2011 roku, w Luboniu pod Poznaniem odbył się zjazd moich kuzynów. Wszyscy razem odwiedziliśmy miejsce, na którym stał dom naszych dziadków. Niestety, nie zostało z niego nic, akurat ta połowa, w której mieszkali dziakdowie została zburzona (druga połowa nadal stoi!). 

Mój kuzyn Jurek, który urodził się w tym domu, zawsze marzył, żeby wziąć sobie z niego kawałek belki z sufitu. Ja chciałam wziąć troche ziemi, na której stał kiedyś dom. I tak razem, po łyczku do rzemyczka, z pomocą kuzynki Renaty, przywiozłam do domu ziemię, kawałek belki z sufitu oraz kawałek cegły z muru. Jechały ze mną z Poznania nad morze, z powrotem do Poznania, do Warszawy, aby w końcu wylądować w moim domu w Hamilton.

Powoli, powoli zbierałam cząsteczki upamiętniające dom moich dziadków – fiolki do ziemi, zdjęcie, podkładki. Wczoraj wszystko to razem złożyłam w shadow box.

 


Lepiej późno, niż wcale.