środa, 28 grudnia 2011

Wyniki Y-DNA.

Dawno temu, bo jeszcze w październiku, zamówiłam badania DNA mojego Taty. Dosyć długo czekałam na przesyłkę, potem długo na wyniki. Przyszły dopiero w samym środku przedswiątecznego rozgardiaszu.

Do tej pory otrzymałam wyniki 25 markerów na chromosomie Y. Wynika z nich, że moi męscy przodkowie pochodzą ze stepów nadkaspijskich. Chromosom Y mojego Taty należy do haplogrupy R1a1a. Czyli nie ma tam żadnych niespodzianek. Nie pochodzimy od Dżyngis Chana, należymy do najliczniejszej haplogrupy słowiańskiej z Europy Wschdniej. Pochodzimy od ludzi z kultury kurhanowej, znanej ze stepów oraz równin wschodznieuropejskich.  Ludy te ok. 3000 lat p.n.e. rozpoczęły hodowlę koni.  Byli także jednymi z pierwszych, którzy posługiwali się językami indoeurpejskimi.


Pozostały jeszcze wyniki markerów 26-67, ale nie zmienią one powyższych wyników. Pomogą natomiast w poszukiwaniu bliższych krewnych o nazwisku Nowaczyk z Wielkopolski. Jak na razie znaleziono tylko jedną osobę w Czechach z dokładnie tym samym chromosomem Y. Tylko jak to możliwe, jeżeli męscy przodkowie mojego ojca wszyscy pochodzą z Wielkopolski?!  Czyli jednak mam niespodziankę!

środa, 23 listopada 2011

Pater ignotus - cz. 3.

W wielu publikacjach na temat dzieci nieślubnych podaje się, że dawano im ośmieszające imiona; choć Kościół nigdy nie odmawiał im chrztu świętego, czasami duchowieństwo wyrażało w ten sposób swoją dezaprobatę. W moich skromnych poszukiwaniach jeszcze takich imion nie znalazłam - być może za ośmieszające uważano imiona Kunegunda, Kornelia, Konstancja i Karolina, które spotkałam w księgach galicyjskiej wioski z końca XIX wieku. Natomiast imiona Filipina, Nepomucena, Wilhelmina, Paulina (parafia radzionkowska 1810-1850), Juliana (dosyć nietypowe imię dla chłopskiego dziecka w roku 1768) czy też bardziej prozaiczne Antonia lub Franciszka mogły w końcu być imionami derywatywnymi od imion ich ojców. Choć z reguły dzieci nieślubne znane były pod nazwiskiem matki, nierzadko nadawane im nazwiska odzwierciedlały niepewne pochodzenie: Pokrzywnik, lub dzień znalezienia: Poniedziałkowski, Niedzielski. Oczywiście, zdarzało się to w wypadku najbiedniejszych kobiet z najniższych warstw społecznych wiejskich czy miejskich, bogatsi rodzice panien z dzieckiem mogli się wypłacić i postarać o lepsze nazwiska lub imiona zapisane w Liber Natorum.

Tyle lingwistyka, onomastyka, prawo, religia oraz demografia. Natomiast, jeżeli chodzi o genealogię, to można sprawę uprościć do podstawowego praktycznego pytania: kim był ojciec biologiczny. Jak ustalić ojcostwo? Ojców dzieci nieślubnych warto poszukać w testamentach i spisach spadkowych szlachty i magnaterii, w różnego rodzaju zapisach pośmiertnych mieszczan i bogatszych chłopów (księgi testamentowe, należące do ksiąg radzieckich miast). Być może ojcem nieślubnego dziecka był krewny, który zapłacił za szkoły lub wyprawę do wojska lub który łożył na wychowanie dziecka przez jakiegoś wieśniaka. Być może znajdziemy dopisek, że taki to a taki przyznał się do ojcostwa podczas sądu radzkiego lub gminnego lub że został skazany na wypłacenie zapomogi lub obdarowanie matki dziecka (akta sądowe grodzkie i miejskie, akta ławnicze, akta wiejskie, księgi dekretów). Księgi sądów grodzkich oraz wiejskich zawierają zapisy wyroków skazujących ojców dzieci nieślubnych na jednorazową opłatę pieniężną lub dar inwentarza. W późniejszych czasach być może znajdziemy pozew matki do sądu powiatowego, w którym to podaje ona nazwisko domniemanego ojca dziecka. Czasami, po jakimś czasie po urodzeniu nieślubnego dziecka jego matka brała ślub. Mógł to być ślub z ojcem dziecka, który się wtedy do tego dziecka przyznawał (albo nie), lub z innym mężczyzną, który być może zaadoptował dzieci (albo nie). Wtedy w kościelnych księgach metrykalnych czasami znajdzie się dopisek przy zapisie chrztu, że dziecko zostało zlegalizowane na podstawie późniejszego ślubu rodziców (legitimato per subsaequens matrimonium). W późniejszych latach (1890-1914) w Galicji przy wpisywaniu podanego przez matkę nazwiska ojca dziecka stosowano ostrożność - nie pozwalano na zapisanie jego nazwiska podczas jego nieobecności . I choć matki dzieci nieślubnych mogły wnieść skargę "o ojcostwo" w każdym sądzie powiatowym, zdarzało się to rzadko: prawdopodobnie nie robiły tego ze względu na związany z tym rozgłos. Ale zawsze warto sprawdzić.

W wypadku późniejszych pokoleń nigdy nie zaszkodzi rozmowa z rodziną. Czasami rodzina kategorycznie odmawia rozmowy na ten temat (to samo w sobie jest znakiem, że coś jest nie tak), czasami jednak możemy dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy. Być może będzie to historia o pannie, która wyjechała "do wód" na parę miesięcy i wróciła jako "wdowa" z małym dzieckiem (wyjechała, wyszła za mąż, zaszła w ciążę, a potem mąż zmarł). Z tym, że w tamtejszej parafii dziecko zapisano jako "nieślubne" - więc warto sprawdzić. Czasami spotykamy się z dzieckiem urodzonym po bardzo dużej przerwie - możliwe, że jest to dziecko starszej córki, które babcia podaje jako swoje, aby ukryć ten fakt. I znowu - zapisy ksiąg parafialnych przyjdą z pomocą. Czasami fakt nieślubnego urodzenia był wszystkim dobrze znany, włącznie z tożsamością ojca - wystarczy po prostu spytać.

A tak na marginesie: jeżeli uznany przez rodzinę i historię (rodzinną czy tę przez duże H) ojciec nie był/nie jest ojcem biologicznym dziecka? Jaką ma to wartość i znaczenie w genealogii? W historii było wielu władców z nieprawego łoża, w naszych rodzinach jest wielu takich krewnych (lub półkrewnych). Jeżeli prastryjek Pankracy nie jest naprawdę bratem dziadka, tylko kiedyś się zasiedział po świątecznej kolacji i tak już został, to czy nie jest członkiem rodziny jeżeli wszystkie dorastające dzieci go za takigeo uważały? Jeżeli domniemany ojciec uważa go za swego syna i go jako takiego traktuje, to co ma do tego wszystkiego genetyka (i my z naszymi pytaniami)? Moim zdaniem nic, bo historia, zarówno ta wielka, jak i rodzinna powinna być ostatecznym arbitrem. Jedyne co badania genetyczne w tej materii mogą zrobić to wykazać skąd wzięło się DNA: o tradycjach i więzach rodzinnych, historii i przynależności do rodu mogą decydowć zupełne inne przekazy. Ale o genetyce w służbie (lub przeszkadzającej) genealogii napiszę innym razem.

niedziela, 20 listopada 2011

Pater ignotus - cz. 2.

Przeglądy ksiąg metrykalnych wykazują, że urodziny dzieci nieślubnych były zjawiskiem dość częstym: mimo zaciekłej walki kościoła z cudzołóstwem oraz mimo wrogiej opinii publicznej na przestrzeni wieków ilość chrztów dzieci nieślubnych szacowana jest od 1 do 8-10 procent. W wieku XVII i XVIII wzrost lub spadek tych odsetków odzwierciedlał z reguły okresy przemarszy lub stacjonowania wojsk w czasach wojen lub i pokoju. W latach 1736-77 we wiosce Czachorowo w parafii gostyńskiej (Wielkopolska) urodziło się zaledwie pięcioro nieślubnych dzieci; na 228 urodzeń stanowiło to 2,2%. W roku 1806 na terenie departamentu warszawskiego chrzty dzieci nieślubnych stanowiły 3,4%. O wiele więcej było takich chrztów w powiatach z dużymi konglomeracjami miejskimi (np. powiat kaliski z Kaliszem włącznie - 7,2 %). W latach 1811-1850 na terenie parafii radzionkowskiej na ponad 4,5 tysiąca dzieci było 3,7% chrztów dzieci nieślubnych, z tym że w różnych latach odsetek ten wahał się znacznie. Sytuacja ta nie zmieniła się w okresie pokoju i w latach późniejszych: w Zaborowie (Galicja, 60 km na wschód od Krakowa) na przełomie XIX i XX wieku (lata 1890-1914) urodziło się 5,4% dzieci nieślubnych. W jednej ze wsi (Dołęga, rok 1894) odsetek dzieci nieślubnych wynosił aż 32% (!). W tych czasach liczba dzieci nieślubnych być może odzwierciedlała emigrację zarobkową biedoty wiejskiej lub zmienne wpływy dworu i dworskich pracowników.

Wstyd i hańba były przez wieki udziałem kobiet, które miały dzieci z nieprawego łoża, zwłaszcza kobiet z niższych warstw społecznych. Dzieci nieślubne urodzone wśród szlachty być może miały lepszy los. Lepsza sytuacja materialna w sferach szlacheckich lub magnackich pomagała matce nie tylko w zniesieniu hańby, ale przede wszystkim w przeżyciu, co czasami było wątpliwe w wypadkach kobiet pochodzących ze sfer najbiedniejszych. Natomiast ojciec-szlachcic mógł dać swemu nieślubnemu dziecku jakieś (niekoniecznie swoje) nazwisko lub jego kawałek (Idowski, Koski)
lub przydomek pochodzący od nazwy posiadanej wioski czy też od atrybutów samego potomstwa (Małecki). Czasami nieślubne dzieci szlachty zostawały spadkobiercami majątków lub ich części zwłaszcza, gdy ojciec ich nie miał innych dzieci. Czasami były one wychowywane w domu "wujka" na równi z resztą dzieci. Polskie prawo ziemskie nie pozwalało jednak na dopuszczenie dzieci nieślubnych do uprzywilejowanego stanu szlacheckiego ani też dziedziczenia herbu czy nazwiska rodowego. Prawo to nie pozwalało też na legitymację dzieci nieślubnych przez następujące po ich narodzinach małżeństwo rodziców. W przeciwieństwie do prawa ziemskiego, Kościół obiecywał legalizację dzieci nieślubnych, jeżeli rodzice zawarli ślub kościelny. Dotyczyło to zarówno dzieci urodzonych przed ślubem, jak i po ślubie – w przeciwieństwie do prawa ziemskiego w pewnych wiekach, kiedy nawet dzieci urodzone po ślubie nie były uznawane za prawe jeżeli ich rodzice zawarli ślub dopiero po urodzeniu pierwszego dziecka. W sfery rzemieślniczych i mieszczańskich także nie brakowało nieślubnych dzieci. W miasteczkach rozpatrywano wiele takich spraw, często wymierzano kary zarówno cudzołożnikom jak i pannom. I tutaj bogatsi wymykali się z raczej małymi opłatami, podczas gdy biedota lądowała za murami, na wygnaniu
.

Trudniejszym od losu panien z dzieckiem z bogatszych sfer był z pewnością los dziewcząt chłopskich lub robotnic. One to, ukrywając ciąże jak najdłużej się dało, były często wypędzane przez pracodawcę (często ojca dziecka) lub przez wieś. Pozostawszy we wsi jako wyrobnice lub komornice, były one wytykane i szykanowane. Czasami ojciec - parobek-kawaler, po jakimś czasie i być może pod presją kościoła czy też opinii publicznej żenił się z matką swego dziecka. Dla kobiet pochodzących z najbiedniejszych sfer miejskich urodzenie nieślubnego dziecka mogło być pierwszym krokiem w kierunku prostytucji.
Czasami panny-matki wychodziły za mąż za innych – może i wbrew opinii publicznej, ale zaakceptowane przez męża, który nie musiał się martwić o płodność wybranki.

Interesującą historię konkubinatu pomiędzy chłopką oraz szlachcicem z lat 1664-1671 podaje Profesor Marek Górny
. Otóż niejaka Agnieszka Błajewna w ciągu siedmiu lat urodziła pięcioro dzieci Franciszka Wyrzyskiego, syna dziedziców wsi, w której mieszkała, ciotecznego wnuka ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńskiego oraz krewnego i powinowatego wielu wojewodów, kasztelanów i innych ważnych historycznych osobistości. Mimo iż zapisano imię i nazwisko ojca, za każdym razem pochodzenie dzieci podane jest jako illegitimi. W dwóch zapisach imię matki zostało zupełnie pominięte, nie zapomniano jednak napisać, iż była ona concubina illitus (skrytą nałożnicą). Związek ten zakończył się najprawdopodobniej śmiercią Agnieszki, niezanotowaną. W roku 1675 Franciszek był już mężem szlachcianki; nie wiadomo co stało się z dziećmi Agnieszki.

 C.d.n.

sobota, 19 listopada 2011

Pater ignotus czyli dzieci nieslubne.

Czasami w naszych genealogicznych poszukiwaniach napotykamy przeszkody wydające się wprost nie do pokonania. Jedną z takich przeszkód to dzieci nieślubne. Źródło wstydu i hańby, ich istnienie ukrywano przed rodziną, sąsiadami, lub duchowieństwem. Nawet i sto lat później, w czasach niby tak liberalnych jak nasza współczesność próbuje się wytłumaczyć ich istnienie używając różnych wykrętów. I choć osoby zainteresowane – matki i ich nieślubne dzieci już dawno nie żyją, hańba nadal wisi nad rodziną. Ukrywanie lub przekręcanie znanych faktów miało i nadal ma na celu ochronę honoru rodziny. Podawanie – świadomie lub nieświadomie – błędnych tłumaczeń to reguła. Zataja się te wydarzenia, czasami uniemożliwiając dalsze prowadzenie pracy genealogicznej. Oraz dotarcia do prawdy. Zdarzyło się tak i w moich poszukiwaniach, kiedy to wójt wioski podkarpackiej konsultował z proboszczem , w jaki sposób ma mnie powiadomić o tym, że moja prababcia była nieślubnym dzieckiem (gdy napisałam podanie o odpis aktu urodzenia).

Dziecko "kukulcze". W lacinskim zapisie matka jest podana jako
"zona, lecz ojciec niepewny uxor sed pater incertus". Czachorowo 1768


Język polski pełen jest pogardliwych słów określających dzieci nieślubne. Słowo bastard używane często w stosunku do dzieci nieślubnych pochodzących ze stanów wyższych, a zwłaszcza rodów królewskich, oznacza także mieszańca dwu różnych gatunków lub ras zwierząt. "Bękart" pełne jest złośliwości i pogardy. Także "bąk" lub "siubr". Dla innych dzieci złośliwe kwestionowanie ich pochodzenia wyrażanie było w słowach podrzutek, najduch, najdus, pokrzywnik, bajstruk lub wylęganiec - przecież samo to słowo niemal ilustruje moment poczęcia.


Kościół katolicki, który od wieków kwestionował prawa dzieci nieślubnych, przy każdym chrzcie skrupulatnie notował pochodzenie z prawego czy też nieprawego łoża. Rozpoznawano cztery kategorie dzieci nieślubnych
:
  1. Dzieci naturalne - (liberi naturales - potomkowie naturalni), których rodzice byli bez ślubu i nie byli krewnymi.
  2. Dzieci pozamałżeńskie (ex adultero nati - z cudzołóstwa poczęte). Do tych należą też tzw. dzieci kukułcze -- dzieci kobiety zamężnej nie pochodzące od jej męża.
  3. Dzieci ze związków kazirodczych (liberi incestuosi), czyli ze związków pary spokrewnionej. Definicja kazirodztwa zmieniała się przez wieki, istniały różnice pomiędzy prawem kanonicznym oraz prawem cywilnym. Ówcześnie za stosunek kazirodczy uważano nawet stosunki osób spokrewnionych w trzecim czy też czwartym stopniu prawa kanonicznego lub osoby powinowate bez żadnych więzów krwi (na przykład relacja macocha - pasierb, szwagier - żona brata lub teść - synowa).
  4. Dzieci duchownych (ex sacrilegio geniti).

"Ja Wawrzyniec Smietkiewicz, wikary kosciola ochrzcilem dziecko imieniem Anna
z nieznanego ojca (die incertum patris), matka byla wyrobnica Marianna"

W księgach metrykalnych łatwo ustalić, kto pochodził z nieprawego łoża: zawsze zapisywano w rubrykach thori czy dziecko było legitimus czy illegitimus (czyli czy z prawego lub z nieprawego łoża). W księgach tabelowych z wieku XIX w osobnej rubryce zapisywano też sumę narastającą dzieci nieślubnych w danej parafii od początku roku. Przed wprowadzeniem ksiąg z rubrykami, w zapisach narracyjnych używano pater ignotus (nieznany) albo pater incertus (niepewny). Tego ostatniego nie należy mylić z pater incestuus (kazirodczy). W dawniejszych księgach znajdziemy filius populi (dziecko tłumu), filius mullius (dziecko kobiece), lub manser (określenie dziecka nieślubnego w średniowieczu). W księgach parafialnych z XIX oraz XX wieku z Galicji stygmat nieślubnego pochodzenia przekazywano przez trzy pokolenia. Ponieważ przy urodzeniu dziecka zapisywano imiona i nazwiska dziadków, jeżeli jeden z rodziców pochodził z nieprawego łoża notowano to w rubryce Parentes (Rodzice). Robiono tak także przy ślubach (panna młoda Zofia Iksińska, córka Aleksandra syna Jan i Marii z/d Abecadłowej oraz Konstancji, nieślubnej córki Zofii Igrekowej).
C.d.n.

wtorek, 15 listopada 2011

Nazwisko Nowaczyk przez wieki i kraje.

Często otrzymuję listy oraz maile na temat nazwiska Nowaczyk – ostatnio dwa dni temu od pani Grażyny G., której przodkowie o nazwisku Nowaczyk pochodzą z Odrowąża na wschód od Poznania, a dzisiaj od Alana Jakmana, chyba najmłodszego w Polsce genealoga, który odnalazł Nowaczyków w Czechach w latach 1661-1735. Bardzo dziękuję moim korespondentom za pamięć! I choć bardzo bym chciała, aby pytania te dotyczyły mojej rodziny, prawdopodobieństwo pokrewieństwa jest nikłe, bo było to bardzo popularne nazwisko na Wielkopolsce. W każdej prawie wiosce był jakiś nowy przybysz, na którgo najpierw mówiono Nowak, a z czasem na jego dzieci Nowaczyk i Nowaczanka. W roku 1990 według słownika profesora Rymuta w Polsce mieszkało 9196 ludzi z tym nazwiskiem, z tego najwięcej (750) na terenie województwa kaliskiego. W roku 2002, w Polsce mieszkało trochę mniej osób o nazwisku Nowaczyk, bo tylko  8593, z tego oczywiście większość w nowym województwie wielkopolskim i okolicznych powiatach.
Pierwszy w historii zapis "mojego" nazwiska Nowaczyk: slub
praprapradziakda Walentego Nowaczyka w 1800 roku.

A oto co na temat nazwiska Nowaczyk pisze docent Alina Naruszewicz:
"To nazwisko pochodzi od nazwiska czy przezwiska Nowak, to zaś od popularnej podstawy nowak 'człowiek nowy, przybysz'. Tzw. Słownik warszawski (t. III, s. 414) przytacza następujące definicje: nowaczek 'młodziczek, prostaczek'; nowak 1. człowiek początkujący w jakimś zawodzie, nowicjusz ("Na urzędy kościelne dawani być nie mają nowacy nieświadomi i nieumiejętni, ale ci, którzy się w tym ćwiczyli i długo się w tej szkole uczyli"), 2. człowiek, który się pierwszy ze swego rodu wzniósł na wyższe stanowisko, człowiek bez przeszłości, parweniusz: Novus homo, ("Moja rada jest ta, aby z pośrzodka nas był jeden obrany, któryby szedł w poselstwie do raju, do tego nowaka Adama i do jego samice"), 3. nowych rzeczy wynaleźca, sprawca. To nazwisko zostało odnotowane na terenie Polski już w XVII wieku K. Rzymut, w Nazwiskach Polaków, (Wrocław 1991, s. 197) podaje, iż w 1631 roku, a J. Bubak (Słownik nazw osobowych i elementów identyfikacyjnych Sądecczyzny, cz. 2, s. 17, Kraków 1992) przytacza wcześniejszy zapis "Imieniem Kaspra Nowaczyka s Kadzcey (.) u oycza Maczieia Nowaczyka 1626, Kaspra Nowaczykas Kacczey 1628". "


Być może mój Surname Project o nazwisku Nowaczyk w FamilyTree DNA pomoże nam w tych rozważaniach. Wiem, że wielu z nas pochodzi o różnych przodków, ale chciałabym dociec, ilu z nas jest spokrewionymi!  Gdyby tylko te badania nie były takie drogie!

poniedziałek, 14 listopada 2011

Wiesci z Ukrainy, c.d.

Po zamieszczeniu mojego poprzedniego bloga otrzyamałam miły mail od Szymona Babuchowskiego. Przesłał mi link do swojego artykułu na temat jego podróży w strony przodków, zaproszenie do jego witryny genealogicznej (jego przodkowie także pochodzą z parafii Toporów) oraz zdjęcia kościoła w Toporowie. Był także w Hucie Połonieckiej!
Coraz więcej gen-znajomych z dziadkowych stron! A gdy zaczynałam poszukiwania nie było nikogo!!!

sobota, 12 listopada 2011

Wieści z Ukrainy.

Parę dni temu dostałam od pani Elżbiety M. list ze zdjęciami z Huty Połonieckiej oraz z Toprowa. W Hucie Połonieckiej urodził się mój dziadek, Piotr Wiśniowski, a w kościele parafialnymw Toporowie  był ochrzczony. Dzięki pani Elżbiecie mogę zobaczyć miejsce skąd pochodzi jego rodzina.

Pani Elżbieta juz drugi raz była na Ukrainie (poprzednio była w 2003 roku). W Hucie Połonieckiej urodziła się jej mama. Rozmawiała ze starymi mieskańcami, którzy jeszcze pamiętali dużą rodzinę Wiśniowskich, którzy mieszkali w Hucie przed wojną.  Przysłała mi zdjęcia nagrobków z cmentarza z nazwiskiem Wiśniowski. Niestety, nie rozpoznałam żadnych z tych osób z moich zapisków.

Pani Elżbieta mile opisuje tamtejszych ludzi: „ współmieszkańcy są gościnni; pamiętają wspólne obchodzenie świąt (najpierw u Polaków, a później u Ukraińców[chodzi o Boże Narodzenie]; aktualnie, co mają, tym częstują”. Niestety, spotkała się także z zakłamaniem historii drugiej wojny światowej, gdzie całą winę za ludobójstwo Polaków zrzucają na „Moskali”, „nie widzą przywódczej roli kościoła grecko-katolickiego”.  Opisuje także odnawianie polskich kościołów i przerabianie ich na cerkwie – tak stało się z kapliczką w Hucie, a także z kościołem w Toporowie.  Przeraziła ją także wszechobecna korupcja. Ze smutkiem i żalem pisze: „na dzień dzisiejszy pożegnałam się z Kresami z goryczą”.


Tak obecnnie wyglada kapliczka w Hucie. Odnowiona, otynkowana, ale juz nie polska.

środa, 9 listopada 2011

Poczta genealogiczna 9 XI 2011.

Dzisiaj otrzymałam maila z Ancestry.com gdzie w 2002 roku wpisalam się na Family Name Board pod nazwiskiem Nowaczyk. Oto co wtedy napisalam:

„Właśnie rozpoczęłam moje poszukiwania genealogiczne. Poszukuję przodków  Wojciecha Nowaczyka, syna Jakuba, który urodził się w 1896 roku i pochodził z Gorzupi pod Krotoszynem. Mam dane na temat jego potomków. Jakiekolwiek dane o tej gałęzi Nowaczyków będą mile widziane.”  Było to  14 stycznia 2002 roku, chyba drugi albo trzeci tydzien (sic!) moich poszukiwan.
Jak widać, bazowałam wtedy na błędnych informacjach od Taty, który wtedy twierdził, że Dziadek urodził się w Starem koło Krotoszyna.  Jak wielu z Was już wie, udało mi sięodnaleźć dane o moich przodkach dzięki bezinteresownej pomocy genealoga-szperacza z Krotoszyna oraz kuzyna mojego Taty z Poznania.
Dzisiaj otrzymałam – nie najmądrzejszy – mail: „Proszę o dane o potomkach. Także jestem Nowaczyk.” Gdy zajrzałam na Ancestry. com, żeby sprawdzić skąd ten mail się wziął, bardzo się zawstydziłam, że te stare i błędne dane nadal tam wiszą. Od razu wpisałam nowe dane, że moi Nowaczykowie pochodzą z Objezierza, że mam dane do 1741 roku, i że wszyscy potomkowie mieszkają w Polsce.  Choć możliwe, że jakieś linie boczne, o których jeszcze nie wiem, przepłynęły Atlantyk.

Wniosek? Jak najczęściej uaktualniać dane na stronach, witrynach i portalach internetowych!

poniedziałek, 7 listopada 2011

Sprawa Jakuba Nowaczyka 1899.

Oto anegdota z naszej historii rodzinnej, dotycząca mojego pradziadka Jakuba Nowaczyka:


Jakub podobno siedział trzy dni w więzieniu w Szamotułach za brak szacunku do sądu.  Podobno, wezwany na świadka odmówił złożenia zeznania ze waględu na brak znajomości języka niemieckiego.  Sędzia zdecydował, że jeżeli był w wojsku niemieckim to zna niemiecki dostatecznie i za to dostał wyrok. Podobno dyskutowano o tej sprawie w Reichstagu, jako o przykładzie ciemiężenia Polaków. [Tadeusz Nowaczyk senior, Dzielice 23.10.2003].

Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek dowiem się czegoś więcej na ten temat. Jak wiecie, w sierpniu dostalam maila o notatce o Jakubie z 24 czerwca 1899 roku w "Kurierze Poznańskim" nr 142.


Na razie wszystko sie zgadza. Ale  potem zaczynają się niespodzianki [Wielkopolanin, 2 lutego 1900]. 


Stanął przed sądem w sprawie „lekkiego pobicia”?! Kogo? Dlaczego? Kto się tak zachowuje?


No i sprawa jego zachowania się w sądzie, za które został skazany na 3 dni „i 3 nocy” więzienia? [Wielkopolanin, 28 lutego 1900].
 


I niezależnie od tego jak go obrońcy polskiej mowy i praw Polaków pod zaborem niemieckim bronią, wyłania mi się niepochlebny potret mojego przodka jako człowieka butnego, zadziornego i przemądrzałego. A co Wy na to?

piątek, 4 listopada 2011

Katalog pocztówek.

Właśnie skończyłam wielogodzinne, a raczej wielodniowe skanowanie przedwojennych pocztówek z Niemirowa-Zdroju. Zrobiłam też katalog, żeby wiedzieć na jeden rzut oka, co mam i w ilu kopiach.


Oto stan moich zasobów:
43 pocztówki z Niemirowa-Zdroju (lata 1912-1943)(jedna w kolorze!)

18 duplikatów

7 prywatnych fotografii (tutaj nie liczę fotografii rodzinnych)(1929-1943)

4 foldery turystyczne (lata 1913-1937)

Z korespondencji listowej z innymi kolekcjonerami wiem, że istnieje jeszcze pięć pocztówek, których nie mam. Mam ich skany do wglądu.  Nie wiem czy zachowały się jakieś inne.  Będę dalej czatowała na Allegro!

Prywatne fotografie jak i foldery jeszcze czekają na skany. Z tymi ostatnimi będzie dużo roboty, jest wiele stron do zeskanowania.  
 

Wszystkie skany (ponad 300 Megabajtow) zrzucilam na zewnętrzny twardy dysk oraz zduplikowalam na drugim laptopie. Tak na wszelki wypadek – nie mam ochoty tracić ponad 40 godzin pracy!!!

piątek, 21 października 2011

DNA.

Zamówiłam dzisiaj kompletny zestaw testów DNA dla mojego Taty. Jego DNA mam zachowane od dnia jego śmierci. Zanim zmarł rozmawialiśmy na ten temat wiele razy, ale zawsze zabrakło czasu.
Gdy otrzymam jego wyniki badań DNA mitochondrialnego oraz DNA chromosomu Y dowiem się skąd w prehistorii pochodzi linia jego matki, a skąd ojca. Ale co mnie najbardziej interesuje to porównanie jego sekwencji Y-DNA z innymi Nowaczykami, którzy być może są z nim spokrewnieni.  Planuję założyć wtedy Surname Project w Family DNA i zachęcić do badania mężczyzn z Wielkopolski o nazwiskach Nowak oraz Nowaczyk.

wtorek, 18 października 2011

I co dalej?

Od poczatku mojej przygody genealogicznej minęło już prawie 10 lat. Od tego czau bardzo zmieniły się moje postrzeżenia spraw – już nie uważam, że genealogię robi się i kończy, ale zrozumiałam, że jest to pasja na całe życie. Na początku parę razy nawet pomyślałam „fajne te hobby, szkoda, że tak szybko się skończy” – bo myślałam, że przygoda z genealogią kończy się jak tylko wypisze się wszystkich przodków z ksiąg parafialnych. Nawet przerwałam moje poszukiwania, odstawiłam je na boczny tor, aby zachować sobie coś na przyszość, żeby jeszcze mieć co robicć na emeryturze. Jednak gdy wróciłam do genealogii na początku roku 2011, okazało się, żę jeszcze mam dużo do zrobienia. Zaczęłam prowadzić mój blog. Znalazły się nowe dane, nowe gałęzie, nowi potencjalni lub udokumentowani krewni. I dalej to tak samo wciąga, tak samo rozbudza wyobraźnię. I daje jeszcze więcej satysfakcji, bo teraz zaczynam zbierać owoce moich poprzednich działań!



Do tej pory dostawałam listy od obcych ludzi, którym spodobała się moja książka, teraz dostaję listy i maile od osbób, które znalazły moje zapiski w internecie, pozostawione tu i tam okruszki, po których do mnie docierają. Korespondencja przychodzi od ludzi, którzy z moją rodziną mają coś wspólnego – od pani, której mama urodziła się tam gdzie mój dziadek, albo od pani, która zainteresowana jest widokówką, którą posiadam z Niemirowa, od być może dalekich kuzynów, z którymi tylko musimy ustalić pokrewieństwo przeszukując księgi parafialne albo robiąc badania y-DNA. Okazało się też, że w tym moim biegu w przeszłość, poszukując coraz to wcześniejszych przodków nie dokończyłam wszystkich poszukiwań dotyczących moich już udokumentowanych przodków – brakuje mi dat zgonu prapradziadków Rogalskich! Nie interesowały mnie także linie boczne – a przecież właśnie tam odnajduje się wpółczesnych dalekich krewnych.

Więc do roboty!

wtorek, 11 października 2011

Co wiem o mojej Babci

Naprawdę niewiele.
Parę opowieści małego dziecka, które straciło matkę (czyli Mojej Mamy), choroba (gruźlica) oraz zniwelowany grób. Tyle wiedziałam gdy rozpoczęłam moje poszukiwania. Teraz dodałam do tego parę niedomówień o kłopotach małżeńskich, wyjazd jej matki po jej śmierci oraz ustalone daty z jej życia, których Moja Mama albo nie pamiętała albo nie chciała pamiętać.

Urodziła się w Horyńcu, 29 października 1917 roku. Jako dziecko przeniosła się z matką do Niemirowa, gdzie prawdopodobnie skończyła szkołę. Dowiedziałam się także, że w Niemirowie pracowała przy sanatoriach i że woziła tam chorych na wózkach; że z Niemirowa wyjechała jeszcze przed “wyproszeniem” Polaków przez Ukraińców w roku 1943. Zamieszkała wtedy w Giedlarowej, gdzie dorabiała albo zarabiała na utrzymanie siebie i córki przemytem papierosów przez Bug. Do dziś nie udało mi się ustalić gdzie był wtedy dziadek – podobno w niewoli niemieckiej, do której dostał się w roku 1941, ale czy to prawda? (ZboWiD nie ma o nim żadnych danych). W roku 1946 przyjechała z mężem do Gliwic. Zanim leżała w szpitalu w Białej była w sanatorium w Bystrej (nawet udało mi się znaleźć widokówkę tego sanatorium z tego okresu!). Zmarła 30 października 1949 roku, pochowana w Białej. Do szpitala do Białej przewieziono ją zaledwie dwa tygodnie przed śmiercią.



Podobno zawsze była bardzo elegancka. Miała piękny charakter pisma i uczyła się niemieckiego i francuskiego. Robiła pięknie na drutach i szydełku oraz umiała dobrze szyć. Raz robiąc kanapkę córce przekroiła ją kompletnie na pół, a Mama wtedy się obraziła, bo kanapka nie wyglądała jak kanapa (mebel) i Babcia musiała ją zrobić od nowa. Babcia bardzo zwracała uwagę na ubrania córki, dlatego Mama do dziś pamięta co ma na zdjęciach; zresztą wszystkie te rzeczy albo sama szyła, albo robiła na drutach. Granatowy aksamitny płaszczyk z kołnieżem i czapką z królika, niebieski aksamitny płaszczyk z dużymi guzikami, niebieski sweterek, na który Mama wyczekiwała, aż Babcia go skończy, sukienka “w łączkę” i sukienka z niebieskiej wełenki.

Czy uda mi się dowiedzieć cokolwiek więcej?

sobota, 8 października 2011

Cmentarz w Niemirowie.

Nigdy nie byłam na cmetarzu w Niemirowie. Pochowany jest tam stryj  mojego dziadka, Antoni Wiśniowski i prawdopodobnie moja ciocia Lusia, a także ojciec mojej babci, Aleksander Obarianik. W 2002 roku dostałam stamtąd zdjęcia zrobione przez internetowych kolegów z Horyńca, którzy byli tam na wycieczce. Krzysztof z bratem odnaleźli grób Aleksandra oraz jego żony (który nota bene być może potwierdza, że pradziadek był bigamistą! ale o tym będzie kiedy indziej), bo oba miały nagrobki, natomiast grobów Wiśniowskich nie znaleźli. Niestety, polska część niemirowskiego cmentarza jest zaniedbana jak z opisu starego cmentarza z „Chłopów”. Tylko kamienne pomniki są troche inne... w  „Chłopach” takich nie było.




I tutaj na scenę wchodzi Fundacja imienia Zygmunta i Jana Karłowskich i jej prezez Paweł Bietkowski. Od paru lat Fundacja ZJK dąży do restauracji polskiej części cmentarza w Niemirowie. W tym celu odbywają się rozmowy między władzami miejskimi Lubaczowa oraz Niemirowa.  Planem Fundacji jest wydanie reprintów starych pocztówek niemirowskich i z uzyskanych w ten sposób funduszy opłacenie remontu oraz opieki nad cmentarzem. Być może w ten sposób moja prywatna kolekcja do czegoś się przyda.


A co na ten temat pisze sam Paweł: 
Reprint kartek [...] Niemirowa prowadzi do realizacji kilku celów. Najważniejszy to przywrócenie tym miejscom historii z której zostały odarte, a można czerpać korzyści np. Poprzez sprzedaż kartek – reprintów z czasów przedwojennych, czasów prosperity, pieniądze przeznaczyć na jakiś cel. Fakt że zbierałaś te kartki 10 lat, fakt współpracy zarówno z naszą fundacją jak i z potomkami ostatnich przedwojennych właścicieli Krusensternów powinien być podkreślony jako wymierna korzyść dla obecnie mieszkających na tych terenach. To pierwsza propozycja dla wszystkich naprawdę chcących dalszego rozwoju tych miejsc. To wzór działania dla tych którzy chcą czerpać z historii swoich rodzin, nawiązywać do pracy i wysiłku swoich przodków. Wreszcie wysyłanie kartek przez lata będzie „rozsiewać” informację podaną na rewersie (hasłową krótką przemyślaną, prowadzącą do dalszych celów). To może brzmi górnolotnie, ale de facto nie tylko buduje, ale daje nam do zrobienia mały ale współny, konkretny projekt mający wymierną wartość. Prawdziwym celem projektu jest remont cmentarza w Niemirowie a dokładniej jego polskiej części. Zachodnia Ukraina to ziemia wroga Polakom a rewitalizacja cmentarzy jednym z priorytetów Polskiej Racji Stanu. Projekt jest trudny bo po drugiej stronie nie możemy liczyć na wsparcie czy pomoc, ale bardzo ważny i wart aby się na nim skupić... To nie będzie ani krótkie ani łatwe, ale w końcu przyniesie efekt."

Zdjęcie zrobione przez Krzysztofa Woźniego w maju 2002 roku.

wtorek, 4 października 2011

Przedwojenne pocztówki z Niemirowa-Zdroju.

Mam dużą kolekcję przedwojennych pocztówek z uzdrowiska Niemirów-Zdrój. Zbieram je od dziesięciu lat – kupuję na Allegro. Zaczęłam je zbierać, bo chciałam zobaczyć gdzie mieszkały i pracowały moja babcia i prababcia. Byłam bardzo zaskoczona, gdy – wpisawszy hasło Niemirów w wyszukiwarkę Allegro – zaraz za pierwszum razem znalazłam widokówkę z Niemirowa-Zdroju. Muszę zrobić dokładny inwentarz, ale po szybkim ich policzeniu wygląda na to, że mam ich sześdziesiąt pięć! Mam także dwie fotografie miasteczka, cztery foldery turystyczne oraz pięć fotografii prywatnych bez podpisów. Nie wiem do kogo należą, ale także są mi bardzo bliskie.
Niektóre pocztówki mam podwójne albo nawet i potrójne, bo kupuję każdą kartkę z obiegu. Fascynują mnie zapiski na rewersach. Niektóre banalne – „pozdrowienia z Niemirowa” lub „bawimy się dobrze, szkoda, że Was nie ma”, inne – całe opowieści o życiu, o zdrowiu, o złamanych sercach. Wiem dokładnie skąd Jacek Dehnel wziął pomysł na „Fotoplastikon”!

Oto pierwsze dwie pocztówki, które kupiłam.

piątek, 16 września 2011

Brachaczkowie z Naramowic.

W 2008 roku, w bazie danych ELA znalazłam wpisy dla gminy Naramowice (wtedy jeszcze) pod Poznaniem. W Naramowicach mieszkała moja prababcia Balbina z Barchańskich Brachaczek z mężem Fanciszkeim i dziećmi. Oto co znalzłam.
Znalezionych rekordów: 3



Naramowice
gmina
Rejestr mieszkańców.
koniec XIX w.-1939
Naramowice
gmina
Skorowidz do rejestru mieszkańców.
1932-1939
Naramowice
gromada
lista dusz
XIX-XX w.



A także:



miejscowość:
Naramowice
obszar:
gmina
województwo:
Poznań
tytuł spisu:
Rejestr mieszkańców.
daty:
koniec XIX w.-1939
typ spisu:
meld, skor
miejsce przechowywania:
Archiwum Państwowe w Poznaniu
60-967 Poznań, ul. 23 Lutego 41/43, skr.poczt.546
tel: (61) 852-46-01 do 03
fax: 851-73-10
email: archiwum@poznan.ap.gov.pl
www.poznan.ap.gov.pl
zespół:
475 Akta gmin przyłączonych do miasta Poznania
sygnatura:
163-165
nr karty:
-
liczba jednostek:
3



Podczas mojego sierpniowego pobytu w Poznaniu oczywiście odwiedziłam Archiwum Państwowe w Poznaniu. I po trzech dniach poszukiwań (bo raz źle wypełniłam kwit i dostałam zupełnie inne i niepotrzebne dokumenty) znazałam moich Brachaczków zarówno w indeksie, jak i w zapisach.

Oto co znalazłam.
A oto co musiałam najpierw przeszukać, aby to znaleźć!