środa, 23 listopada 2011

Pater ignotus - cz. 3.

W wielu publikacjach na temat dzieci nieślubnych podaje się, że dawano im ośmieszające imiona; choć Kościół nigdy nie odmawiał im chrztu świętego, czasami duchowieństwo wyrażało w ten sposób swoją dezaprobatę. W moich skromnych poszukiwaniach jeszcze takich imion nie znalazłam - być może za ośmieszające uważano imiona Kunegunda, Kornelia, Konstancja i Karolina, które spotkałam w księgach galicyjskiej wioski z końca XIX wieku. Natomiast imiona Filipina, Nepomucena, Wilhelmina, Paulina (parafia radzionkowska 1810-1850), Juliana (dosyć nietypowe imię dla chłopskiego dziecka w roku 1768) czy też bardziej prozaiczne Antonia lub Franciszka mogły w końcu być imionami derywatywnymi od imion ich ojców. Choć z reguły dzieci nieślubne znane były pod nazwiskiem matki, nierzadko nadawane im nazwiska odzwierciedlały niepewne pochodzenie: Pokrzywnik, lub dzień znalezienia: Poniedziałkowski, Niedzielski. Oczywiście, zdarzało się to w wypadku najbiedniejszych kobiet z najniższych warstw społecznych wiejskich czy miejskich, bogatsi rodzice panien z dzieckiem mogli się wypłacić i postarać o lepsze nazwiska lub imiona zapisane w Liber Natorum.

Tyle lingwistyka, onomastyka, prawo, religia oraz demografia. Natomiast, jeżeli chodzi o genealogię, to można sprawę uprościć do podstawowego praktycznego pytania: kim był ojciec biologiczny. Jak ustalić ojcostwo? Ojców dzieci nieślubnych warto poszukać w testamentach i spisach spadkowych szlachty i magnaterii, w różnego rodzaju zapisach pośmiertnych mieszczan i bogatszych chłopów (księgi testamentowe, należące do ksiąg radzieckich miast). Być może ojcem nieślubnego dziecka był krewny, który zapłacił za szkoły lub wyprawę do wojska lub który łożył na wychowanie dziecka przez jakiegoś wieśniaka. Być może znajdziemy dopisek, że taki to a taki przyznał się do ojcostwa podczas sądu radzkiego lub gminnego lub że został skazany na wypłacenie zapomogi lub obdarowanie matki dziecka (akta sądowe grodzkie i miejskie, akta ławnicze, akta wiejskie, księgi dekretów). Księgi sądów grodzkich oraz wiejskich zawierają zapisy wyroków skazujących ojców dzieci nieślubnych na jednorazową opłatę pieniężną lub dar inwentarza. W późniejszych czasach być może znajdziemy pozew matki do sądu powiatowego, w którym to podaje ona nazwisko domniemanego ojca dziecka. Czasami, po jakimś czasie po urodzeniu nieślubnego dziecka jego matka brała ślub. Mógł to być ślub z ojcem dziecka, który się wtedy do tego dziecka przyznawał (albo nie), lub z innym mężczyzną, który być może zaadoptował dzieci (albo nie). Wtedy w kościelnych księgach metrykalnych czasami znajdzie się dopisek przy zapisie chrztu, że dziecko zostało zlegalizowane na podstawie późniejszego ślubu rodziców (legitimato per subsaequens matrimonium). W późniejszych latach (1890-1914) w Galicji przy wpisywaniu podanego przez matkę nazwiska ojca dziecka stosowano ostrożność - nie pozwalano na zapisanie jego nazwiska podczas jego nieobecności . I choć matki dzieci nieślubnych mogły wnieść skargę "o ojcostwo" w każdym sądzie powiatowym, zdarzało się to rzadko: prawdopodobnie nie robiły tego ze względu na związany z tym rozgłos. Ale zawsze warto sprawdzić.

W wypadku późniejszych pokoleń nigdy nie zaszkodzi rozmowa z rodziną. Czasami rodzina kategorycznie odmawia rozmowy na ten temat (to samo w sobie jest znakiem, że coś jest nie tak), czasami jednak możemy dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy. Być może będzie to historia o pannie, która wyjechała "do wód" na parę miesięcy i wróciła jako "wdowa" z małym dzieckiem (wyjechała, wyszła za mąż, zaszła w ciążę, a potem mąż zmarł). Z tym, że w tamtejszej parafii dziecko zapisano jako "nieślubne" - więc warto sprawdzić. Czasami spotykamy się z dzieckiem urodzonym po bardzo dużej przerwie - możliwe, że jest to dziecko starszej córki, które babcia podaje jako swoje, aby ukryć ten fakt. I znowu - zapisy ksiąg parafialnych przyjdą z pomocą. Czasami fakt nieślubnego urodzenia był wszystkim dobrze znany, włącznie z tożsamością ojca - wystarczy po prostu spytać.

A tak na marginesie: jeżeli uznany przez rodzinę i historię (rodzinną czy tę przez duże H) ojciec nie był/nie jest ojcem biologicznym dziecka? Jaką ma to wartość i znaczenie w genealogii? W historii było wielu władców z nieprawego łoża, w naszych rodzinach jest wielu takich krewnych (lub półkrewnych). Jeżeli prastryjek Pankracy nie jest naprawdę bratem dziadka, tylko kiedyś się zasiedział po świątecznej kolacji i tak już został, to czy nie jest członkiem rodziny jeżeli wszystkie dorastające dzieci go za takigeo uważały? Jeżeli domniemany ojciec uważa go za swego syna i go jako takiego traktuje, to co ma do tego wszystkiego genetyka (i my z naszymi pytaniami)? Moim zdaniem nic, bo historia, zarówno ta wielka, jak i rodzinna powinna być ostatecznym arbitrem. Jedyne co badania genetyczne w tej materii mogą zrobić to wykazać skąd wzięło się DNA: o tradycjach i więzach rodzinnych, historii i przynależności do rodu mogą decydowć zupełne inne przekazy. Ale o genetyce w służbie (lub przeszkadzającej) genealogii napiszę innym razem.

1 komentarz:

  1. Żeby to tak łatwo było dotrzeć do wszystkich dokumentów, to pewnie poszukiwania były bardziej owocne. Nieraz trudno i cały czas pod górę :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń