środa, 29 lutego 2012

Czym jest dla mnie Horyniec?

Przez prawie całe moje życie Horyniec był niczym. Nie wiedziałam o jego istnieniu. Dopiero w 2002 roku nazwa ta zaistniała nagle w mojej świadomości. Stało się to, gdy przeczytałam w akcie zgonu mojej prababci Konstacji Mazurkiewicz, że urodziła się w Horyńcu. Horyniec, cóż za Horyniec, nigdy o nim nie słyszałam, nikt mi nic o nim nie opowiadał. Raptem to małe słowo zaczęło znaczyć tak wiele – miejsce urodzenia mojej Babci, parafia, gdzie mogłam zacząć szukać moich przodków, miejsce spoczynku pokoleń moich antenatów. W tej małej wsi na pograniczu ukraińskim tworzyły się i toczyły losy mojej rodziny.
Zaczęłam sobie tę wioskę wyobrażać – jak wygląda, co tam jest. Gdzie stały domy prapradziadków. Jak wyglądały. Czy ktoś ich jeszcze tam pamięta. Co tam znajdę – domy? Posesję? Ziemię? Groby? Na pewno kościół i cmentarz, ale co poza tym?

Dzięki inernetowi, pierwszy spacer po Horyńcu mogłam odbyć pięć minut (sic!) przeczytaniu aktu zgonu prababci. W roku 2002 na stronie Niezależnego Serwisu Informacyjnego Horyniec.net znalazłam wirtualny spacer po Horyńcu. Ujrzałam dworzec kolejowy (tam zaczynał się ten spacer), tunel pod torami, kaplicę Zdrojową, Park Zdrojowy, pałac Ponińskich, teart. Najbardziej przemówiły do mnie zdjęcia starych cmentarzy – pięknie skadrowane, urokliwe, jakby zaklęte zdjęcia Prałasanata i Młodego. Nigdy nie przypuszczałambym, że chłopskie groby sprzed ponad stu lat miały nagrobki, które się do dzisiaj zachowały!  I te cmentarze w środku lasów, opuszczone, zarośnięte, gdzie groby jakby same wyrastały z ziemi. Gdy tylko zobaczyłam te zdjęcia, od razu zapragnęłam wszystko to zobaczyć na własne oczy, chciałam tam być, chciałam dotknąć tych starych, porośniętych mchem kamieni. Tam spoczęły prochy moich przodków i tam chciałam odnaleźć ich groby. Po prostu musiałam tam być! Przejść się po cmentrzu w Horyńcu, przedrzeć się przez chaszcze cmentarza w Bruśnie Starym, odczytać stare nazwiska na nagrobkach, poszperać w księgach parafialnych, zobaczyć chrzcielnicę gdzie została ochrzczona moja Babcia, jej matka oraz wielu moich przodków, pooddychać tym powietrzem, którym oni oddychanli, popatrzeć na to niebo, na które oni patrzyli.

Podróż ta udała się rok później, w czerwcu 2003 roku, gdy przyjechałam do Polski właśnie aby zobaczyć Horyniec i odwiedzić nowoodnalezioną rodzinę w Leżajsku. Pamiętam uczucie jakbym wracała do siebie, jakbym już tę wioskę skądś znała, jakbym już tutaj kiedyś była. Takie same uczucie miałam chodząc po lasach oraz polach horynieckich.

Wtedy już wiedziałam, że z Horyńca i jego okolic pochodziła większość przodków mojej Babci. W pracach genealogicznych dotałam do 10 pokoleń wstecz od mojej Mamy, znalazłam zapisy chrztów, ślubów i pogrzebów moich przodków w księgach parafialnych z Horyńca i z Brusna Starego. Mieszkali w Horyńcu, w Bruśnie Starym i Nowym oraz w Hucie Różanieckiej. Chodzili do tego samego kościoła, gdzie właśnie stałam przed ołtarzem, po tych samych polach i lasach, po których spacerowałam, pili wodę z tego samego świętego źródełka, w którym maczałam palce. Czułam jakby na mnie patrzyli, takim miłym, ciepłym wzrokiem. Byli prostymi chłopami, na pewno mieli ciężkie życie; łączy mnie z nimi więź krwi, którą po prostu wtedy czułam.

Przed przyjazdem udało mi się odnaleźć dalekich kuzynów w Horyńcu. Rodzina Mazukiewicz bardzo mile mnie przyjęła. Poznałam ich ojca, który jest kuzynem mojej Babci, oraz jego żonę. Przedstawili mnie innym krewnym, pokazali groby na cmentarzy, obwieźli i pokazali okolice Horyńca. Obejrzałam stare rodzinne zdjęcia. Zobaczyłam ziemię, gdzie stał dom, gdzie urodziła się moja Babcia oraz miejsce, gdzie miał dom jej wuj Benedykta. Odwiedziłam wójta, który wystawił akt zgonu moje praprababci oraz księdza proboszcza, z którym konsultowałam się na temat moich przodków. Ksiądz pozwolił mi obejrzeć stare księgi parafialne z XIX wieku. Znalazłam w nich oryginalne zapisy ślubów, chrztów oraz zgonów członków mojej rodziny z XIX wieku (starsze, które przeglądałam na mikrofilmach, znajdują się w archiwach w Warszawie, Zamościu, Lubaczowie i Lwowie). Byłam tam cztery długie, pełne wrażeń dni. Zrobiłam wiele zdjęć – kościoła, wioski, cmentarzy, pól, lasów, pięknych kwiatów polnych. I obiecałam sobie, że jeszcze tutaj wrócę.

Osiem lat później, latem 2011 roku, przyjechałam do Horyńca z moimi synami, dziesięcioletnim Lukiem, oraz czternastoletnim Jackiem. Na nic ich nie nawiałam, nic im nie opowiadałam, powiedziałam tylko, że jest to wioska, gdzie urodziła sie Mama ich Babci. Przyjechali do Horyńca parę razy (mieszkaliśmy u koleżanki w Narolu), przedarli się przez chaszcze na cmentarzach w Bruśnie Nowym i Starym, potaplali się w basenie w KRUSie, zachwycili sięcerkwią w Prusiech i połazili po granicy z Ukrainą. I pewnego dnia, w drodze do Radruży, mój syn nagle poprosił, abyśmy wysiedli z samochodu. Coś go poruszyło, koniecznie chciał wrócić na drogę z kałużami, która szła w szerokie pole Panoramy Horynieckiej. Pobiegliśmy oboje, ja z aparatem, a znajomi z młodszym synem czekali w samochodzie. Jack wszedł na pole, obejrzał się dookoła, westchnął i poprosił o zrobienie mu zdjęcia. Tutaj muszę podkreślić, że mój syn, jak typowy nastolatek, nie znosi jak mu się robi zdjęcia, normalnie to nie można go na nie namówić. „Dlaczego?” spytałam. „Nie wiem. Podoba mi się tutaj.”

3 komentarze:

  1. Wiedziałem już znacznie wcześniej czym jest dla Ciebie Horyniec. Ale od czasu tego zdjęcia jest on jeszcze czymś innym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała historia tu opowiedziana, jest tym na co czeka się poszukując śladów przodków. Ale zakończenie historii najpiękniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. MariaŁopaciuk4 marca 2012 13:55

    Małgosiu .... od sierpnia szukałam w Twoich relacjach wrażenia jakie odnieśli z tej wizyty Jacek i Luka.... bo to dla nich i czasy odległe i odległy świat. Z przyjemnością więc czytałam ten blog.
    Ale zapewne największą przyjemność miałaś Ty, gdy robiłaś to zdjęcie na prośbę Jacka i słyszałaś jego komentarz.
    Miło !!!

    OdpowiedzUsuń