wtorek, 15 marca 2011

Zew krwi.

W moim domu panowały tradycje galicyjsko-lwowskie, przekazywane przez moją Mamę. Tata pochodził spod Poznania, lecz mieszkaliśmy daleko od jego rodziny i widywaliśmy się rzadko. Jako kurioza etnograficzne traktowałam Gwiazdora, świętojanki, pyzy i zupę “nic”.
Więc skąd wzięło się u mniej, jako dziecka, zainteresowanie tradycjami śląskimi? Moje ulubione bajki to “Wężowa królewna. Baśnie śląskie”, a w nich opowieści o Utopcu, płanetnicach, Skarbniku oraz o raciborskich pierniczkach. Tak tę książkę lubiłam, że gdy tylko znalazłam ją w warszawskim antykwariacie internetowym od razu ją sobie kupiłam. Z sympatią wspominam też książkę o śląskiej dziewczynie, która była bardzo dumna ze swojej “drukuli” – sukienki uszytej z bawełny z drukowanym na niej wzorkiem. Pracowała jako węglarka gdzieś w Beskidzie śląskim. Nie mogę sobie przypomnieć jej tytułu.


I cóż się okazało w 2002 roku? Że moja prababcia urodziła się w podraciborskiej wsi. I tam mieszkali moi przodkowie od co najmniej siedemnastego wieku, a na pewno i wcześniej. I te legendy i baśnie może i znali, a nastoletnia węglarka mogła być jakąś moją przodkiną w linii bocznej. Gdy odwiedziłam Bieńkowice i Bojanów, poczułam się jakbym wracała do domu. Do miejsca, którego nidgy przedtem nie widziałam, a gdzie czułam się jak u siebie. Widok z kościelnej góry w stonę Bramy Morawskiej dzwonił w szpiku kostnym, jakbym już tam kiedyś stała i patrzyła na południe na stary janczarowy szlak. Jeżeli kiedykolwiek napiszę powieść historyczną, to będzie ona o znachorce z podraciborskiej wsi.
Traktuję Racibórz i tamtejsze tereny jako moją małą ojczyznę, podobnie jak Horyniec-Zdrój, Niemirów, Hutę Połoniecką, Objezierze i Ceradz Kościelny – ziemie, z których pochodzę i do których należę.

2 komentarze:

  1. Dziwna rzecz. Ja nie mogę z całą stanowczością stwierdzić, że tam, skąd są moi przodkowie, jest moja mała ojczyzna.
    1. Cieszanów - miłe miasteczko sympatycznych ludzi, ale byłem tam tylko raz. Wiem, że to gniazdo Ciećkiewiczów/Cieczkiewiczów. Wiem, że cmentarz jest pełen moich krewnych i powinowatych. Serce rzeczywiście pika.
    2. Kraków - miasto z którego pochodzi część i to poważna mojej rodziny, wielu krewnych tu mieszka nie wywodząc się z Krakowa. I to miasto, chyba jako jedyne mogę nazwać "moim".

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę właśnie na blogu wpis o Pani książce - dzięki temu trafił na ten blog. I jestem pod wrażeniem. Czyta się nawet lepiej niż książkę :-)
    Pozdrawiam serdecznie.
    A w miejscach gdzie żyli moi przodkowie też czuję dreszczyk emocji. Niestety za rzadko te miejsca odwiedzam. Choć mam blisko.

    OdpowiedzUsuń