I wreszcie te ziarenka nadziei, rzucone w glebę internetu, zaowocowały.
Jeden list przyszedł od mojej rówieśniczki, której rodzice spędzali wakacje w Willi Nuśka w Niemirowie-Zdrowiu, a której widokówkę kupiłam w zeszłym roku. Dopiero od niedawna zajmuje się poszukiwaniami przodków. Jej dziadkowie mieszkali we Lwowie i po zawierusze wojennej nie zachowały się żadne ich dokumenty. Żeby było weselej, urodziła się jak i ja, w Gliwicach! Poradziłam jej Archiwum Apba Baziaka w Krakowie oraz zaprosiłam ją do forów genealogicznych oraz do GENEALODZY-PL na Facebook.

Drugi list pochodzi o kobiety, której mama urodziła się w Hucie Połonieckiej. Nazwiska z jej rodziny pamiętam z moich poszukiwań u mormonów. Jedno nazwisko było także często wymieniane u nas w domu – byli to znajomi albo przyjaciele dziadka, być może właśnie z Huty.
Z obu paniami mamy jeszcze wiele rzeczy do ustalenia. Ale już się cieszę na te nasze wspólne poszukiwania i przyszłe odkrycia!
Z obu paniami mamy jeszcze wiele rzeczy do ustalenia. Ale już się cieszę na te nasze wspólne poszukiwania i przyszłe odkrycia!
Pocztówka pochodzi ze świetnej witryny Pawła Rydzewskiego, bo mój dziesięcioletni skaner nie może sie dogadać z Windows 7.
Ładnie to ujęłaś Małgosiu, że ziarno wrzucone na glebę Internetu zaowocowało. To dowód, że warto umieszczać wszelkie informacje w Internecie, nawet niewinna wzmianka może dać odzew i pomóc w poszukiwaniach. Ja drukuję sobie listy od osób z podobnymi zainteresowaniami, którzy do mnie napisali. Mogłabym z nich stworzyć ciekawą książkę.
OdpowiedzUsuńA nawet jeśli nie rodzina, to przecież zawsze jest szansa na poznanie fajnych ludzi. Nieprawdaż?
OdpowiedzUsuń