zaczął sie wizytą w kościele w Wirach. Tutaj brali ślub moi dziadkowie oraz moi rodzice, gdzie chrzczone były wszystkie dzieci moich dziadków, gdzie wielu z nich zostało pochowanych. Gdy podeszłam do proboszcza po rannej mszy z prośbą o zobaczenie ksiąg powiedział bez namyslu „Nie.” Tonem, który nie znosi sprzeciwu. Chwilkę poźniej okazało się jednak, że nie mogę ich zobaczyć, bo wysłał je, aby zrobiono duplikaty i że wysłał wyłącznie najnowsze księgi. Pięć minut później byłam już w biurze parafialnym oglądając co się dało – od ślubu dziadków w 1921 roku do pogrzebu babci w 1972. Pomogło oczywiście, że miałam wszystkie daty i ksiądz tylko wyjmował księgi i otwierał na odpowiedniej stronie. Ale nawet gdy się pomyliłam o dwa lata, ksiądz pomógł mi odnaleźć odpowiedni zapis szukając nazwiska dziecka w indeksie pomników na cmentarzu! Gdy w pewnym momencie powiedziałam, że jest taki cierpliwy i że mi tak pomaga, spytał „A co mam zrobić?” [sic!]
Potem z Basią Cywińską poszłam do redakcji „Wieści Lubońskich” gdzie poznałam przemiłego i zainteresowanego moją rodziną redaktora Pawła Wolniewicza. Zainteresował się losami naszej rodziny, gdy poszukiwał danych o moim dziadku Wojciechu do książki o lubońskich powstańcach wielkopolskich. Poprosiłam go o pomoc w odnalezieniu innych danych na jego temat – było oczywiste podczas naszej krótkiej rozmowy, że ma duszę szperacza czyli genealoga.
Potem do Archiwum w Poznaniu, gdzie okazało się, że źle wypełniłam kwit i muszę poczekać do jutra (czyli brak wrażeń).
Gdy wróciłam do hotelu czekał na mnie mail od Jolanty o – następnych notach z prasy na temat „sprawy włódarza Nowaczyka”! Idąc wskazanym tropem odnalazłam jeszcze dwa dodatkowe artykuły na jego temat. Gdy jej dziękowałam napisała, że jest to „rewanż za książkę”.
I wieczór u kuzyna Jerzyka z Puszczykowa wypełniony wspomnieniami o moim Tacie, o dziadkach, ich domu i gospodarstwie.
Czyli w AP nic nowego...
OdpowiedzUsuń